środa, 29 lutego 2012

7.


W bunkrze paliła się jakaś świeca, było widać migające cienie ze światłem na ścianach. Starałam się iść jak najciszej. Jeszcze nie potrafię chodzić bezszelestnie, a nie chcę zwrócić na siebie zbyt szybko uwagi. Gdy moja droga się skracała, czułam coraz bardziej strach. Co ja mu tak właściwie powiem?
Wzięłam trzy duże wdechy i weszłam do pomieszczenia. Gdy tylko ujrzałam Tomka moje serce przyspieszyło. Miałam ochotę się odwrócić i uciec stąd jak najszybciej. Kasper stał za nim jego oczy zrobiły się czerwone, był naprawdę wściekły.
-         czego tu chcesz?- wysyczał przez zęby.
-         Chce porozmawiać. 
-         Nie jesteś tu mile widziana, więc z łaski swojej idź stąd. 
-         Nie chce z tobą rozmawiać tylko z Tomkiem.
Widać było, że on jeszcze bardziej nie chce ze mną rozmawiać, unikał mojego wzroku i nie odzywał się.
-         Jak widzisz on nie chce z tobą rozmawiać. 
-         Nie utrudniaj.
-         Czego? Przyszłaś mu dalej kłamać.
Poczułam nagłą wściekłość, jednak musiałam ją szybko opanować. Muszę kontrolować swoje dary. Wzięłam znowu duży wdech.
-         Nie, przyszłam mu coś wyjaśnić, nie potrafię tak perfekcyjnie kłamać jak ty.
Tomek obejrzał się na Kaspra. Jednak nie było w tym żadnego zdziwienia. Mogę mówić co chce o Kasprze i tak mi nie uwierzy.
-         Ja nie muszę nikogo okłamywać, zawsze mówię jak sprawa wygląda. 
-         Tak? Uważasz, że Tomek wie wszystko o tobie? Nie wydaje mi się. Więc może nie będziesz mnie pouczał. Tym bardziej jak bardzo dobrze wiesz, że nie robię tego po to by kogoś skrzywdzić.
-         Uważasz, że możesz traktować każdego faceta jak zabawkę?- W końcu się odezwał.
-         Nie traktuję facetów jak zabawki.
-         To jak mi wyjaśnisz to, że najpierw całowałaś mnie, robiłaś sceny zazdrości przy rudej, a później symulowałaś chorobę tylko po to by spotykać się z komuś innym. Może coś źle zrozumiałem?
I co ja mam mu teraz odpowiedzieć? 
-         Nie potrafiłam ci spojrzeć w oczy po tym jak się dowiedziałam, że przyjeżdża Dawid. 
-         Że co? To go omotałaś już prędzej?
-         To skomplikowane. 
Znowu odwrócił się do Kaspra, szukał potwierdzenia, albo jakiegoś zaprzeczenia u niego. 
+ jeżeli chcesz aby on był twoim przyjacielem, to mi pomóż! No chyba, że tak bardzo ci zależy na prawdzie. Mam mu powiedzieć kim jesteśmy? I że nie chce się spotykać z nim tylko dlatego, że jego najlepszy przyjaciel jest mi pisany? Tego właśnie chcesz?
-         Na mnie nie patrz, dowiedziałem się o tym dopiero dziś rano. Wiedziałem, że będziesz wściekły dlatego ci nic nie powiedziałem. 
W pilnowaniu swoich interesów on jest dobry.
-         nie mogłaś mnie uprzedzić, że jest ktoś jeszcze? Myślisz, że chciałbym grać w jakiejś taniej telenoweli. Zdecyduj się co chcesz. I kogo! Nie jestem żadną zabawką.  
-         Przepraszam. 
-         Myślisz, że te puste słowa coś dadzą? Nie lubię takich co działają z premedytacją, co dostają wszystko co chcą. 
Miną mnie i wyszedł. Lepiej aby myślał tylko o mnie źle. 
-         jedno kłamstwo zamieniasz w drugie.
-         Od kogoś się uczę. 
W bunkrze zmaterializował się Dawid.
-         mówiłaś, że jutro?
Po raz pierwszy poczułam ogromną złość na niego. Co on teraz zamierza za mną wszędzie chodzić!
-         Nie musisz iść wszędzie tam gdzie ja.- wysyczałam przez zęby.
-         Przychodząc tu trochę ryzykujesz nie sądzisz? – Kasper podszedł bliżej Dawida. 
-         Nas jest dwóch.
-         Was?- Brwi Kaspra się uniosły.- Blanka nie jest aż tak wielką masochistką.
-         Zamknijcie się!- nie mam zamiaru jeszcze ich dziś słuchać.- róbcie co chcecie, ja wracam do domu. Nie wciągajcie mnie do tego. Mam już dość rozrywek.


Obudził mnie czyjś dotyk.
-         Blanka wstawaj, Dargorad chce rozmawiać z tobą i Dawidem. – wyszeptał Daniel.
-         Nigdzie nie idę, źle się czuje.
-         Masz gorączkę?
Odwróciłam się do niego.
-         Chciałabym. Powiedz na dole, że źle się czuje i dziś z tego pokoju nie zamierzam wychodzić.
-         Nie chcesz poznać zasad? 
-         Pewnie je już znasz, więc możesz mi je przekazać.
-         Główną zasadą dla nas to współpraca, co raczej jest bardzo trudne. Dlatego dziś jedziemy wszyscy na zakupy, później mamy iść na konie.
No to mam wielki powód by zostać w domu.
-         Widziałam wczoraj Tomka. On na pewno nie ma zamiaru mnie dziś zobaczyć.
-         To widziałaś go, czy rozmawiałaś z nim?
Spuściłam z siebie powietrze.
-         Nie zadawaj głupich pytań. Dobrze wiesz o co mi chodzi. 
-         Aż tak źle zareagował?
-         Zareagował tak jak się tego spodziewałam. Jednak to i tak dla mnie i dla niego jest trudne.
-         Przecież prawie go nie znasz.
-         No właśnie. On mnie nie zna, a pocałował mnie zachowywał się normalnie. Przy nim czuję się naprawdę dobrze. W porównaniu do wszystkich starych znajomych jest jakimś diamentem, cudem.
-         Masz jeszcze nas. Więc nie pękaj. Po drugie nie uda ci się go tu unikać. 
-         Dzięki za pocieszenie.
-         Chodź na śniadanie, staramy się zjeść wszyscy razem.
-         Wszyscy siedzicie przy jednym stole?
-         No może nie wszyscy ale opiekunowie starają się ze sobą normalnie rozmawiać. 
-         To jak będziecie na zakupach to coś zjem.
-         Jak chcesz. No chyba, że mam ci coś przynieść.
-         Już nie trzeba- Dawid stał przed moim łóżkiem z kanapkami na zielonym talerzyku. Nie wiedziałam, że są tu takie ładne talerze. 
-         Nie jestem głodna.
-         Zjedz. Idę pomóc rudej przy liście zakupów.- powiedział Daniel. 
-         Z własnej woli? – od kiedy to faceci pomagają przy takich rzeczach?
-         Artur mi kazał. To cześć.
No tak, cała współpraca zaczyna się od nowa. Jasne zasady.
Dawid podszedł bliżej i usiadł na łóżku. Talerzyk podstawił mi pod nos.
-         wstawaj. 
-         Nie chce mi się. Przepraszam, że wczoraj na ciebie naskoczyłam.
-         Nie masz za co.- zbliżył się do mnie i mnie pocałował.
Odskoczyłam od niego. Szybko usiadłam. Co to ma znaczyć?
-         co ty robisz?
Dawid zaczął się śmiać.
-         a jak inaczej mam ciebie zmusić abyś wstała? 
Wyciągnęłam poduszkę i uderzyłam nią Dawida.
-         chyba będzie trzeba spisać wszystkie zasady.
-         Tym razem nie będę nic obiecywał. Dotrzymam tylko dwie. 
-         A jakie Dargorad nam dał?
-         Ode mnie się niczego nie dowiesz.
-         Dlaczego?
-         Bo to ci się nie spodoba.
-         Co on wymyślił?
-         Raczej to pomysł Artura.
-         Artura? On nie jest moim opiekunem!- mój głos aż się podniósł.
Na dworze usłyszałam jakiś krzyk.
-         To jest chyba jakiś żart! – to był głos Kaspra.
-         To dotyczy również jego?
-         Tak.
Pięknie.
-         będziecie spędzać ze sobą godzinę dziennie.
-         Coooo?- niechcąco zrzuciłam talerzyk z kanapkami. Na szczęście się nie roztrzaskał. 
-         Mówiłem, że to ci się nie spodoba.  
-         Ja nie mam o czym z nim rozmawiać. Nikt mnie nie zmusi do rozmowy.
-         Założymy się? – w progu stał Dargorad. 
Czyli nie mam nic do gadania. Już chyba wolałam Artura.
-         Zaczynacie od dziś. Przed zakupami macie razem poćwiczyć swoje dary.
-         Nie chce!
-         Nie pytam czy chcesz! –  przeszły mnie ciarki.- za 30 min masz być na dole, a ty Dawidzie masz tam zejść w tej chwili. 
Gdy tylko wyszli chciało mi się płakać i śmiać. Paranoja. Wstałam i podreptałam do łazienki, moje oczy pomału dostawały szary odcień, jednak czerwień była dalej widoczna. Umyłam szybko zęby i założyłam soczewki. Mam nadzieje, że nie będę musiała ich długo nosić. Zaczynają mnie denerwować. Sięgnęłam po szczotkę i rozczesałam swoje włosy. Dziś zdecydowanie musze je spiąć, muszę być czujna i wszystko dokładnie widzieć. 
W szafie poszukałam krótkie szorty i czarny podkoszulek. 
Zeszłam pomału po schodach. Ruda z Danielem stali w korytarzu.
-         My już wyjeżdżamy. Kupić ci coś?
-         Nie dzięki.
Artur wyszedł z kuchni i mnie zmierzył.
-         coś nie tak?
-         Nie mogę ci rozkazywać, więc poproszę, nie rozwalcie tego domu.
Zaraz.
-         to my zostajemy sami?
Teraz Dargorad wyłonił się z kuchni.
-         nie potrzebujecie niani. Dawid chodź już!
I wyszli. Tak po prostu zostawili mnie samą z Kasprem. Pewnie będą co chwile sprawdzać, czy znajdowaliśmy się w jakimś pomieszczeniu razem przez tyle ile nam kazali. Mam nadzieję, że zapanuję nad sobą. 
-         To zostaliśmy sami.- Gdyby nie to, że wyczuwałam jego uczucia, z twarzy ciężko było mi by coś wyczytać.
-         Odpękamy to do razu?
-         Tak będzie najlepiej. Słyszałem, że godzinę piechotą stąd jest jakieś jezioro. W garażu były rowery, więc musimy poszukać tylko jakiejś ścieżki. W końcu koło wody będzie najbezpieczniej.
-         To ruszajmy.


Znaleźliśmy jakąś ścieżkę, była wąska i ciężko się nią jechało.
-         Mogę się o coś ciebie zapytać?- spytałam.
-         Nie muszę odpowiadać.- no tak, czego ja się spodziewam.
-         Kogo boi się Tomek?
-         Tego nie musisz wiedzieć.
-         Ale chce.
-         To już mnie nie obchodzi.
-         Oni są stąd?
No tak nie musi odpowiadać. 
Jednak jakieś 5min później odpowiedział.
-         to zwykli kibole.
Matko ja nie lubię w ogóle kibicować a co dopiero jeszcze się bić z powodu porażki jakiegoś zespołu. 
Oparłam rower o jedno z drzew. Bo mój oczywiście nie miał stópki.
-         ładnie tu nawet.- mówiąc to spojrzał na zegarek.- mamy odpękane 15 min. Ja idę popływać a ty rób co chcesz.
Kasper był przygotowany na pływanie pod spodenkami miał kąpielówki. Ja jednak usiadłam pod drzewem i zaczęłam obserwować obszar. Mam nadzieje, że tym razem tu nikogo nie ma. W końcu muszę zacząć przejść na wyższy poziom nauki. Wstałam i weszłam do wody. Może by tak zrobić ścianę z wody? Wzięłam duży wdech i wyciągnęłam ręce. Tym razem skorzystałam z tej wody którą miałam wokół siebie. Uśmiechałam się sama do siebie bo znowu mi się coś udało! Ściana była wysoka jednak rozpiętość ramion to nie jest nic szałowego. Gdy opuściłam ręce woda dosłownie spadła. Byłam cała mokra. Kasper oczywiście śmiał się ze mnie. 
-         Może powalczymy? – spytał.
-         W sumie mamy czas.
Popłynął na druga stronę jeziora. Myślałam że chce ze mną walczyć? Zamiast tego zaczął zbierać połamane gałęzie. Do zapalenia ich nie potrzebował żadnej zapalniczki, w sumie ja już też jej nie potrzebuje. 
+ ty masz całe jezioro, a ja użyję tego małego ogniska zobaczymy na co ciebie stać. 
Tym razem ja zaczęłam się śmiać. To małe ognisko w porównaniu z jeziorem jest niczym. Chociaż....Nie jestem nawet pewna czy potrafię na taką odległość posługiwać się darem.
+Gotowa? 3...2...1.
Zdążyłam tylko zobaczyć jak wielka kula ognia leci w moją stronę. Na szczęście w porę się schyliłam, odwróciłam się za nią i zgasiłam ją moją kulą. Przecież nie możemy spalić lasu. Gdy stanęłam z powrotem na swoje miejsce w moją stronę nie leciała kula tylko cały strumień ognia. Wyciągnęłam szybko ręce i zrobiłam mur. Dobrze, że się jego zdążyłam nauczyć. Tylko zamiast poczuć się bezpieczniej czułam jak słabnę. Moja cała siła gasła, a razem z nią mój mur się zmniejszał. Poczułam złość i bezsilność. Starałam się z całych sił jednak mur zniknął całkowicie. Upadłam. Poczułam okropny smród. Coś mi się wydaje że trochę moje włosy się spaliły. Całe szczęście tylko one ucierpiały.
+ Zacznij ćwiczyć. Bo to ty powinnaś wygrać, a nie ja. 
Musi mi o tym przypominać?
Podniosłam się. Kasper już gasił swoje ognisko. Zamknęłam oczy, powinnam mieć jeszcze trochę energii, w moich dłoniach zmaterializowała się kula wody, spojrzałam na cel i wyrzuciłam ją. Niestety przebyła tylko połowę drogi.
+ Przestań się ośmieszać nie masz już sił. Ta godzinna dziennie ci się przyda. Szkoda tylko, że ja będę tracił czas. 
+ Myślisz, że moim marzeniem jest walka i ćwiczenia z tobą?
+ Twój kochaś nie będzie chciał ciebie przemęczać, więc dzięki mnie osiągniesz najlepszy rezultat. 
I ta cholerna złość, że nie mogę mu zaprzeczyć. Szkoda, że nie mam już sił bo Kasper był teraz wystarczająco blisko.
-         Możemy się już zbierać.- powiedział.
Wzięłam rower i ruszyłam pierwsza. Poczułam jak coś popchnęło mnie od tyłu, wjechałam na korzeń i straciłam równowagę. Przewróciłam się. Moja lewa dłoń zaczęła pulsować spojrzałam na nią. Miałam obdartą skórę przez kierownice. 
Podniosłam się i spojrzałam w oczy Kaspra. Stał za moim rowerem i widać było, że jest z siebie dumny.
-         Boli? – spytał.
-         Nie. – skłamałam. Chodź miałam zamiar złapać się za lewą dłoń i nogę.
-         Szkoda, bo chciałem, żeby bolało. – to powiedział zimnym tonem.
-         O co ci chodzi? – jeszcze chwilę temu taki nie był.
-         Myślisz, że mnie tylko może boleć? To się pomyliłaś. Ruszaj.
-         Teraz ty jedź przodem.
-         Ja mam czas. Mogę tu stać. 
Odczepałam się i wsiadłam z powrotem na rower. 
Reszta drogi minęła bez żadnych niespodzianek i w ciszy. 

Siedziałam w kuchni i jadłam kanapkę. Teraz mam zamiar mijać szerokim łukiem Kaspra nie wiem kiedy znowu mu coś odbije, tym bardziej, że jest pusty dom. Wiem jedno, że odwdzięczę mu się zaraz jak wróci Dawid. 
-         Blanka, chodź tu!!!
Wyszłam przed dom. Miał otwarty duży bagażnik.
-         Nie mam zamiaru sam ładować tych blach. Też tu mieszkasz więc pracuj. Wyjąłem już tylnie siedzenia. Teraz tylko te żelastwa musimy wrzucić do samochodu. 
-         A masz drugie rękawice?
Rzucił mi. Trochę duże, ale lepsze to niż nic. Zaczęłam zbierać małe blaszki do dużego mocnego wora. 
-         Może najpierw wrzucimy te duże części? Złap tą blachę i wrzuć ją.
-         Nie można było jej przeciąć?
-         Nie mamy jeszcze takiego sprzętu. Łap i nie pytaj.
Podniosłam ją. Była dość ciężka. Razem po woli włożyliśmy ją do bagażnika bo wchodziła na styk.
-         To jeszcze dwie blachy i zostaną nam tylko małe części.
Druga była trochę mniejsza to nam lepiej się ją wkładało. Ostatnia była lekka, za to cienka, wyglądała na dość ostrą. Wkładając ją do samochodu, chciałam już wyciągnąć rękę, tylko Kasper uniósł blachę wyżej i popchnął w moją stronę. Poczułam jak blacha rozcina mi rękę.
-         Co ty robisz?!!
Rzucił blachę na resztę.
-         Widziałaś, że była ostra. Trzeba było być ostrożniejszą. Nie wiem po co pchałaś tam całą rękę.
Szramę miałam od nadgarstka po łokieć, gdy spojrzałam na nią zobaczyłam jak pomału zaczyna sączyć się krew. 
-         jesteś nienormalny! 
-         Nie wyzywaj teraz tylko idź to przemyj wodą utlenioną. 
-         Nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho. Złamałeś dziś 2 raz zasadę!
-         A ty co święta? Nie łamiesz ich?
-         A co ci rozcięłam co?
-         No tak Dargorad wywalczył, że nie możemy nic sobie robić w sposób fizyczny. Ale nie sądzę aby Artur był zadowolony z tego jak pojmujesz zasady psychiczne.
-         Dobra. Jak chcesz oni nie muszą o niczym wiedzieć, ale ja broni nie składam.
-         Nie? Szkoda bo ja właśnie teraz jestem kwita, ale jak chcesz to wymyślę coś nowego.
-         To tym razem będziesz musiał się postarać. Nie chcesz żadnych zasad? Ok. podniosę te rękawice.
I ruszyłam w poszukiwaniu apteczki. Ciepłą, lepką krew poczułam już na palcach. Przyda mi się jakiś bandaż. Znalazłam w kuchni szafkę z lekami i innymi przyborami. Polałam wodą ranę i o mało nie krzyknęłam. Okropnie zapiekło. Zacięłam zęby i lałam dalej wodę, w końcu musze przemyć ją całą. Poszukałam bandaż i okręciłam sobie nim rękę. Później będę musiała kogoś poprosić by mi to poprawił. Kątem oka w progu zobaczyłam czyjeś nogi. Podniosłam wzrok. Oczywiście Kasper.
-         Daj mi to. – wyciągnął rękę.
Ale ja moją cofnęłam.
-         Zostaw mnie.
Nie posłuchał. Otworzył apteczkę i coś w niej szukał. 
-         Nie zostawię bo już twój bandaż jest nasączony krwią.
-         Jakbyś nie zauważył to przez ciebie. Nie mam zamiaru przyjmować teraz twojej pomocy.
-         I myślisz, że mnie to obchodzi?
Wyszarpnął moją rękę. Odwinął bandaż i na ranę położył gaziki. Znowu zabolało bo były nasączone alkoholem. Wziął nowy bandaż i dokładnie obwinął rękę. 
-         Powiedział byś chociaż przepraszam.
-         Ty też nie przepraszasz, a chcesz słyszeć takie słowa? Nie rozśmieszaj mnie.
Wstał i wyszedł z kuchni. W tej chwili odechciało mi się znowu mścić. Bo jeszcze jutro cegła na mnie spadnie. Mimowolnie na tę myśl się uśmiechnęłam.

Pomyślałam, że zejdę do piwnicy i zacznę w niej sprzątać, bo faktycznie moje prace polegają tylko na sprzątaniu dla siebie nie dla innych mieszkańców. W piwnicznym korytarzu znalazłam kartony. Wzięłam dwa i weszłam do pierwszego pomieszczenia. Panował tu chaos. Leżały jakieś śrubki, chyba silnik i inne męskie duperele. Na jednej ścianie był wielki regał, na nim były małe pudełka z różnymi śrubkami. Wzięłam pierwsze z brzegu, jeny dla mnie śrubka to śrubka, a tu każda ma swój oddzielny pojemnik. Bynajmniej przy tym poćwiczę sobie cierpliwość. 

-         za sprzątanie się wzięłaś?- spytał Dawid.
Odwróciłam się do niego i posłałam mu uśmiech.
-         W końcu muszę coś robić.- nie odpowiedział mi uśmiechem. 
-         Co ci się stało?
-         Nic.
-         Nic? To robota Kaspra?
Spojrzałam w duł. Nie chce mu kłamać.
-         Pożałuje tego.
Złapałam go szybko za rękę aby nie wyszedł z piwnicy.
-         Zostaw to. To nie jest głęboka rana zrośnie się.
-         Jeszcze powiedz, że do wesela się zagoi.
Uśmiechnęłam się.
-         Raczej mi się nie oświadczy. 
-         Jak widać w głowę też nieźle oberwałaś, bo chyba sama siebie nie słyszysz. 
-         Słyszę. Ale to jest dopiero pierwszy wolny czas spędzony razem, a nie chce by było jeszcze gorzej. 
-         Ty się go boisz?  
-         Nie. Ale chce by się to w końcu skończyło. 
-         Nie bądź naiwna. 
Wzięłam kolejne pudełko.
-         Pomożesz mi sprzątać?
Zbliżył się do mnie wyjął pudełko z moich rąk, odstawił je. Złapał mnie mocno bym się mu nie wyrwała i zaczął mnie całować. Zebrałam w sobie siły i odepchnęłam go.
-         Włos mu z głowy nie spadł, ale bynajmniej go zabolało.- Odwrócił się i zaczął sprzątać.
On sobie zaczyna pozwalać na coraz więcej. Będzie trzeba to skończyć. W końcu jest po rozmowie z Tomkiem. 
-         Możesz z tym skończyć? Tomek o wszystkim wie, a Kaspra zostaw mi. Nie muszę już nic udawać, a tym bardziej ciebie wykorzystywać.
-         Myślisz, że już Tomka nie spotkamy?
-         Mam zamiar go unikać. 

Z piwnicy poszłam prosto do wanny. Uwielbiam gorącą kąpiel. Mogę tak leżeć wieki. 
-         Blanka jedziesz ze mną, rudą i Kasprem na imprezę? Za to, że się dobrze sprawowaliśmy możemy jechać na imprezę.
-         Nie dzięki Daniel. Miłej zabawy.
Akurat jeszcze impreza w głowie. Wyszłam z wanny obwinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Zapomniałam wziąć ze sobą coś na przebranie. W szafie znalazłam dużą koszulkę, kiedyś należała do mojego byłego chłopaka, ale teraz dobrze mi służy za piżamę. Wciągnęłam ją i spuściłam ręcznik.
-         No, no co za widoki.
-         Dawid. To jest mój pokój. Nie możesz tak tu po prostu wchodzić.
-         Nie zauważyłaś, że tu nie ma drzwi?
-         Zauważyłam, wołaj jak wchodzisz. A ty nie wybierasz się na impreze?
-         Sam chyba gdzieś podskoczę, jakoś nie przypadłem do gustu rudej, a z Kasprem nie mam zamiaru się zadawać. A ty zostajesz?
-         Tak właśnie mam zamiar iść spać. Dobranoc.
-         Dobranoc.- i zniknął.  
Ze snu wyrwał mnie mój własny krzyk. Serce waliło jak młot i do tego strasznie bolało. Nie mogłam złapać oddechu. Kasper. Złapałam róg poduszki i zakryłam nim twarz. Nie mam zamiaru obudzić mojego opiekuna, ich w to lepiej nie mieszać. Ból nie ustępował wręcz przeciwnie. Skuliłam się ale to i tak nic nie dawało. Pomału traciłam oddech. Czy on musi aż tak się odpłacać? Trochę puściło. Wzięłam wielki łyk powietrza, mój oddech przyspieszył. Wstałam serce dalej bolało ale nie tak mocno. Chciałam sprawdzić gdzie on jest. Ale nic z tego nie mogłam się skupić, w ogóle nie mogłam korzystać z moich darów. Ruszyłam w stronę pokoju Kaspra. Gdy stanęłam przy jego łóżku ogromna fala bólu wróciła. Zwaliła mnie po prostu z nóg. Na swoim ramieniu poczułam czyjś dotyk. I ból wrócił tylko nie serca, a głowy. Złapałam się za nią. 
-         Chyba zrobiłaś sobie guza.
Zaraz. Jak tu wchodziłam nikogo nie było. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącego nade mną Kaspra. 
-         Wydaje mi się, że uderzyłaś się o kant łóżka i straciłaś przytomność. Chyba tu długo leżałaś. 
Wyciągnął rękę i chciał mnie podnieść. Odsunęłam się szybko od niego.
-         nie dotykaj mnie. 
-         Znowu zaczynasz?
-         A ty znowu chcesz powiedzieć, że jesteśmy kwita? Nie wydaje mi się to Dawid się na tobie chciał odegrać nie ja! 
-         Nie bądź śmieszna.
-         To ty jesteś śmieszny. 
Po woli podniosłam się z podłogi. 
-         w takim razie mam pewną do ciebie prośbę. Zachowaj przy nim pewną odległość. Bo on takiego bólu sam mi zadać nie może. 
Nie odpowiedziałam tylko wyszłam.