wtorek, 24 stycznia 2012

2.

Otworzyłam oczy. Na suficie był jakiś dziwny rysunek, nigdy prędzej go nie widziałam. 
-    Jak się czujesz? – nie rozpoznałam głosu.
Starałam szybko odnaleźć tą osobę wzrokiem. Na krześle obok siedział Daniel uśmiechał się do mnie. 
-    Ciężko mi się oddycha ale jest lepiej.
-    To otworzę okno.
-    To nic nie da.- ten głos już poznałam. Był to Artur.- Mam nadzieję, że to ostatni raz.
Dobrze wiedziałam o co mu chodzi ale to była jego wina mógł mnie od razu uczyć.
Odwróciłam głowę z powrotem na sufit. Teraz zobaczyłam, że jest tam narysowany anioł i diabeł, walczyli ze sobą. 
-    Daniel, proszę wyjdź z pokoju.
Po chwili słyszałam jak drzwi się otworzyły i zamknęły.
-    Musicie mi obiecać, że to ostatni raz. Nie obchodzi mnie jak bardzo się pokłócicie.
-    To ona zaczęła! 
To on tu jest! Szybko podniosłam się z łóżka aż zakręciło mi się w głowie. Kasper siedział na biurku wydawał mi się dziwnie blady.
-    Nie obchodzi mnie kto to rozpoczął mogliście umrzeć.- W oczach Artura zobaczyłam troskę.
-    Nie miałam zamiaru go zabić- chciałam pokazać, że też coś potrafię, tego jednak już nie dopowiedziałam- on jednak miał inne do mnie plany.
-    Może i twój pokaz sił był krótszy ale prowadził do tego samego.
-    On nie czuł czadu w płucach!
-    Nie, za to chciałaś go utopić.
Usłyszałam śmiech. To Kasper się śmiał.
-    W życiu by jej się to nie udało.
Teraz ja zaczęłam się śmiać.
-    To dlaczego tak się bałeś? Myślisz, że nie czułam twojego strachu? 
Jego oczy zabłysły czerwienią.
-    Dość! Chce żebyście wiedzieli, że jeżeli ty Blanko utopisz Kaspra zabijesz również siebie chociaż nie będziesz czuła bólu.
-    Co? – przecież to nie możliwe.
-    Kasper również zemdlał, dusząc ciebie robił również sobie krzywdę.
Przestało mi się to podobać.
-    a jak ktoś inny będzie nas chciał zabić? – spytał Kasper.
-    To na pewno nie przez umysł tylko wy potraficie połączyć się w ten sposób. Ja potrafię tylko was wyczuwać nie potrafię wam zrobić krzywdy na odległość. Jeżeli ktoś inny wyrządzi wam krzywdę fizycznie, poczujecie to, może nawet będzie to ten sam ból. Gdy któreś z was umrze, stracicie jakąś wasza część z nim.
-    Żebym jeszcze był do niej przywiązany. – Był wściekły czułam to i nie potrafiłam tego znieść.
-    Możesz przestać? Wkurzają mnie twoje emocje! – długo tego nie wytrzymam.
-    Co? -było widać że go tym zaskoczyłam.
-    Niektóre emocje takie jak gniew, strach czy tęsknotę będziecie wysyłać sobie nie wiedząc o tym. Na to nie ma żadnej rady. – Tym Artur nas wkurzył.
Równo ruszyliśmy w kierunku drzwi niechcąco dotknęliśmy siebie. Znowu było słychać grzmot.
-    Jednak nad tym musicie nauczyć się panować. – odezwał się Artur.
Odwróciliśmy się do niego. Za oknem szalała burza. 
-    To nie jest wiosna aby mogła być taka pogoda.- uśmiechał się do nas
-    To ja?- wydawało mi się, że mogę panować nad wodą, a o szyby bił gruby grad.
-    Nie to wy razem.
-    Artur nie rozśmieszaj mnie! Jak mam nad pogodą panować? Nie jestem pogodynką.- Kasper założył ręce na krzyż.
-    Jak nie jesteś pogodynką ani Zeusem to może by w końcu przestało się błyskać i grzmieć? 
Zapanowała cisza. Pogoda dalej nie ulegała zmianie. 
Wzięłam duży wdech i zaczęłam się uspokajać. Przypomniałam sobie moją ulubioną piosenkę. Grad zaczynał zmieniać się w deszcz. Padał coraz słabiej. Nagle przez niebo przeleciała błyskawica. Spojrzałam na Kaspra w jego oczach była furia.
-    Jaka nagle doświadczona! To po cholerę tu przyjechałaś jak wszystko potrafisz co?! 
Starałam się panować nad emocjami ale przy nim to było bardzo trudne. Nucąc w głowie piosenkę popchnęłam go na ścianę.
-    Uważaj z kim zadzierasz.- Spodziewałam się, że usłyszę kolejny grzmot. Jednak panowała cisza.
-    Brawo. Wiedziałem, że Blanka sobie poradzisz. Nawet wpłynęłaś na Kaspra.
W tym momencie Kasper mnie popchnął i wyszedł z pokoju. Trzasnął za sobą drzwiami. 
-    Chyba burza wróci.
-    Nie. Jest wściekły ale ty już się uspokoiłaś. Nie myślicie o sobie wrogo. Jak zaczniecie się kłócić to znowu zajdzie słońce. 
-    To może lepiej wrócę do domu? Albo wyjadę gdzieś indziej? 
-    Nie. Jutro ty i Kasper będziecie uczyć się w pełni panować nad waszym wspólnym darem . 
-    On się na to nie zgodzi.
-    Nie będzie miał wyjścia. Chodź coś zjeść bo przez to wszystko zgłodniałem. 

Wieczorem siedzieliśmy u góry w salonie i malowaliśmy ściany. Połączyliśmy delikatny fiolet z purpurą. Daniel przyniósł trochę drewna z lasu i rozpalił w kominku. Nie żeby zimno było ale ogień działa tak kojąco. Dobijające było to, że ta przestrzeń nie była w ogóle zagospodarowana.
-    Jutro pojadę kupić jakąś kanapę. – Artur jakby czytał mi w myślach. 
-    Widziałam taką wielką. Może i nas nie jest za dużo ale mała kanapa będzie wyglądać śmiesznie. – odezwała się Kasia.
-    To w takim razie pojedziesz ze mną i pomożesz mi coś wybrać. Dobrze, że mam dużo pieniędzy bo byście mnie z torbami puścili. Idę przynieść herbatę bo fajnie się tu siedzi przy kominku. 
-    Jestem ciekawa co robi Kasper. Na dworze jest tak ciemno.- Kasia stanęła przy oknie i obserwowała las. 
-    Nie martw się, on sobie poradzi. Poświeci sobie. Zrobimy sobie klimat? 
Zanim zwróciłam uwagę na Daniela, zgasło światło. 
Ogień oświetlał ściany. Teraz było można zaobserwować ile on zabiera barw. Był taki ciepły, kolorowy, a jednak i tak wszyscy się go boją.
-    Blanka weź zobacz co u niego. – Kasia nawet się do mnie nie odwróciła. Próbowała przeczesać cały las wzrokiem, Szkoda tylko, że za dużo nie widziała. 
-    Weź lepiej to sprawdź bo jeszcze ona za nim pójdzie. – Daniel usiadł sobie przy kominku i bawił się nadpaloną gałązką.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na zapachu. 
Poczułam jakąś sierść. Na dworze musiało być zimno bo dostałam gęsiej skórki. Czułam jak zimne powietrze pada na skórę. Dziwne bo było bez wietrznie. Teraz na policzku poczułam sierść. To musi być koń. Otworzyłam oczy.
-    Nic mu nie jest.- odezwałam się 
-    A co robi?- Kasia podeszła do mnie. 
-    Na pewno nie martwi się o nikogo tylko się dobrze bawi.- powiedziałam to chyba odrobinę za ostro bo odwróciła się ode mnie i usiadła obok Daniela nie patrząc na mnie.
-    Przyniosłem już herbatę. – Artur trzymał tackę z kubkami.
-    Ja idę spać. Jutro jest dużo pracy. – Daniel wziął kubek z tacki i wyszedł.
-    Ja też już pójdę.- wzięła herbatę i wyszła za chłopakiem.
-    Ty też idź lepiej już spać. Ja wywietrzę pokój i też pójdę spać.- mówiąc to wzięłam kubek i usiadłam przy ogniu. 
-    Rozumiem, że mam zostawić ciebie samą, tak?
Nie odpowiedziałam. Bo jako facet i tak nigdy nic nie zrozumie. 
-    To otworzę  drugie okno i wyjdę. Jak będzie ci chłodno to zamknij jakieś. Dobranoc.
-    Dobranoc.
Sięgnęłam po patyk z koszyka i podpaliłam go ogniem z kominka. Skupiłam na nim wzrok. Kurczę zapomniałam spytać jak to działa. Raczej nie trzeba żadnego zaklęcia bo prędzej go jakoś nie potrzebowałam. Wyobraziłam sobie wodospad. Poczułam znowu tą fale która przeszła przez ciało nic więcej. Podniosłam lewą rękę i skupiłam się po prostu na wodzie nie wyobrażałam sobie jej w żadnej postaci. To wyglądało jakby z mojej dłoni pod wielkim ciśnieniem wypłynęła woda. Trochę mnie to wystraszyło. Odłożyłam kijek i spróbowałam zrobić to drugą ręką. Woda wyleciała pod tym samym ciśnieniem.
+ Tylko tyle? .
Wyprostowałam się jak struna. Nikogo w pokoju nie było, a nie ja wypowiedziałam te słowa. Poczułam chłód. Tyle że to nie przez otwarte okno.
+ Możesz zrobić to całym ciałem..
Usiadłam z powrotem na miejsce. Skupiłam się uważnie. W mój tyłek wbijała się chyba słoma. Czy on nie mógł wygodniej usiąść?
+ Po co mi to mówisz?- Nie wypowiedziałam tego na głos. Starałam się aby te myśli dotarły do Kaspra. 
+ Bo nie chcę abyś za chwilę mnie utopiła.
 Jak miałam go utopić skoro nawet o nim nie pomyślałam.
+ Jutro Artur mnie wszystkiego nauczy. 
Usłyszałam jak skrzypnęła podłoga przy schodach. To nie mógł być Kasper bo on dalej siedzi na słomie.  Wytężyłam słuch. Skrzypnęły jakieś drzwi. Do mojego pokoju nie skrzypią. 
+ Wróciłeś do domu? - Wysłałam mu w myślach pytanie.
+ przecież ciebie to nie obchodzi.
 Miał racje nie obchodzi mnie co robi, ale obchodzi mnie co dzieje się w tym domu.
+ Ktoś poszedł do twojego pokoju.- Poczułam jak zerwał się na równe nogi.
+ zaraz to sprawdzę.
Zanim on dojdzie to ktoś zdąży zniknąć. Wstałam i po cichu stawiałam nogi. Do celu dzieliły mnie drzwi. Wyszłam na korytarz i przez chwilę zastanawiałam się które deski mogą wydać dźwięk. Ostrożnie podeszłam pod drzwi Kaspra. Jak je otworze to zaskrzypią. Przyłożyłam ucho do drzwi. Usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Bez wahania złapałam za klamkę. W pomieszczeniu stał jakiś chłopak. W koło niego były porozrzucane rzeczy. Miał kręcone czarne włosy i bliznę na policzku, która dodawała mu uroku. 
-    co ty tu robisz?- spytałam go.
Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Dalej wyrzucał rzeczy z szuflady.
-    Ogłuchłeś!
-    A co ciebie to obchodzi? Ty tu też nie jesteś u siebie więc spadaj.
Teraz poszedł to jakiegoś innego pokoju. Poszłam jego śladami. 
Łóżko Kaspra było idealnie pościelone. Było bo teraz wszystko było w nieładzie. 
-    Zostaw to!
-    Lala przestań krzyczeć i nie rozkazuj mi.
Teraz mnie wkurzył. Nie obchodziło mnie to, że tym mogę pomóc Kasprowi. 
O ścianę opierał się kij bejsbolowy. Podniosłam go.
-    Ty chyba sobie żartujesz. – i zaczął się śmiać.
-    Było trzeba mnie nie wkurzać. 
Podeszłam do niego i się zamachnęłam. Nie sądziłam, że mam tyle siły w rękach. Uderzyłam w ramię. W oczach chłopaka zobaczyłam nie strach lecz zdziwienie. Chciał szybko złapać kij. Jednak go uprzedziłam i uderzyłam mocno w brzuch. Tym razem się skulił i upadł. Odsunęłam się od niego. Nie mam zamiaru uderzyć leżącego. 
-    Radzę słuchać rozkazów. 
Nic mi już nie odpowiedział bo zwijał się z bólu. 
-    Blanka? Czy ja kazałem Ci gdzieś iść? – Kasper chyba nie jest mi wdzięczny.
Czego ja się spodziewałam. Lepiej żeby mnie nie denerwował bo tym razem nie użyję daru.
-    Uderzyłaś go?- Kasper stanął między mną, a chłopakiem.
-    Wkurzył mnie. 
Odłożyłam kij na miejsce. 
Kasper schylił się do chłopaka.
-    mówiłem żebyś lepiej tu nie przychodził. Może i dużo osób mnie nienawidzi ale ona także nie lubi jak się ją zlekceważy. 
-    Ona jest stuknięta- wyjąkał to przez zęby.
-    Tak trudno było użyć telefonu?- spytał Kasper.
Chłopak się podniósł i usiadł na łóżko. Twarz miał bladą. Trochę przesadzał tym bardziej że w twarz go nie uderzyłam. 
-    Możesz już wrócić do swojego pokoju i radził bym ci o niczym nie wspominać Arturowi.- w oczach zabłysła czerwień.
Teraz już na mnie nie robiło to żadnego wrażenia. Nie mógł mi zrobić krzywdy.  Uśmiechnęłam się i ruszyłam do swojego pokoju. Poczułam zmęczenie. Coś mi się wydaje, że późno wstanę.

Obudził mnie chłód. Dziwne nie otwierałam okna, a rano powinien być upał, a nie zimno. Otworzyłam oczy. W pokoju było ciemno. Usiadłam na łóżku. W progu stał chyba Kasper. Nie byłam pewna czy to jego sylwetka.
-    Śmierdziało tu musiałem otworzyć okno. Nie myśl sobie teraz, że będę dla ciebie miły. Musimy teraz współpracować i tyle na tym się kończy. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. I nie mów nic Arturowi. To był miejscowy chłopak. Nazywa się Tomek. Artur się wścieknie jak się dowie, że się z kimś tu zadaje.
-    Zadajesz? 
-    Może dziwnie to wyszło ale nie oddałem mu jednej rzeczy i się wściekł. Mamy problem z jego tak zwanym kolegą. 
-    Czekaj jak ty nie możesz z nikim stąd gadać to oznacza, że ja też nie mogę?
-    Dziwne, że jeszcze ci nikt o tym nie powiedział. Nie, nie możesz. Musi ci wystarczyć Daniel i Kasia. Na mnie nie licz. Śpij dalej.
No jeszcze tego brakowało. Co to jakieś więzienie? Uczysz się magii do tego masz sprzątać i nic więcej. Niedługo sobie wymyślą, że do domu nie będę mogła wrócić. Chociaż z tego powodu bym nie płakała.

-    Blanka śniadanie!!- dobiegały krzyki Kasi z dołu.
-    Już idę tylko się umyję. – łazience jeszcze brakowało dużo do czystości. 
Jednak ważne było to, że leciała czysta woda i można było się odświeżyć.
W kuchni siedział Daniel, Artur i Kasia, Kaspra oczywiście nie było. W pomieszczeniu unosił się zapach smażonych jajek. 
-    Jajecznica? – jak dawno jej nie jadłam.
-    Sam robiłem, musisz ją posmakować- powiedział Daniel.
-    Nałożysz mi?
Rozsiadłam się na jednym z krzeseł. Przy stole stały tylko cztery. Może później dokupią albo dorobią jeszcze jedno.
-    proszę.- Daniel podstawił mi talerz na stole.
-    Wyspana? Dziś dużo pracy. – spytał Artur.
-    A gdzie jest Kasper? Mieliśmy ćwiczyć razem.
-    Pojechał wywieźć złom. Wydaje mi się, że będzie dziś nas unikał. Nie mam pojęcia co mu zrobiliście. Po śniadaniu się lepiej przebierz bo możesz się dziś przemoczyć. Znajdziesz mnie w garażu. 
I wyszedł. Zaskoczyło mnie to że Artur jeszcze o niczym nie wiedział. Jeżeli Kasper spotykał się z Tomkiem to nie mogło umknąć to Arturowi. Potrafi wyczuć co robimy i gdzie. Muszę się dowiedzieć jak to naprawdę działa ale pewnie nasz opiekun wszystkiego nie wyjawi. Trzeba zapytać specjalisty. 
Zjadłam w milczeniu jajecznicę i szybko wstałam od stołu.
-    Tak ci się śpieszy?- Kasia jeszcze jadła posiłek.
-    Jestem ciekawa co potrafię- skłamałam. 
Już dość dużo wiedziałam. Artur nie powinien mnie niczym nowym zaskoczyć.
Szybko przebrałam swoją ulubioną bluzkę na zwykły podkoszulek. Usiadłam na łóżku i się skupiłam. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie mi to z łatwością i nie będę musiała się specjalnie skupiać czy uspokajać.
+ Potrafisz zablokować Artura?- Kasper siedział w samochodzie czułam jak trzyma kierownice i zmienia biegi.
+ Po co ci to? - Jak zawsze pytanie na pytanie.
+ Bo pewnie długo ukrywasz Tomka.- Kurczę po tym może mi to nie wytłumaczyć. Wiem jak go do tego skłonić. - A jak jeszcze ktoś do ciebie przyjdzie i to zobaczę? Kiedy Artur będzie mnie śledził nie umknie to jego uwadze.
 Teraz na pewno mnie tego nauczy nie będzie miał wyboru jak będzie chciał prowadzić podwójne życie.
+ Kiedy chcesz coś przed nim ukryć musisz myśleć o czym innym przywołać inny obraz. Ten obraz musi być dokładny aby wyglądał na realny albo był jak sen. Rzeczywistość musisz zamienić w fikcje tak to działa. 
Chyba chociaż trochę Kasper mnie polubi.
+ Dzięki.
Podniosłam się szybko z łóżka i poleciałam do garażu. Artur układał coś w szafkach.
-    Kasia mówiła, że skończyło się mleko. Weź kankę i idź do tego gospodarstwa z końmi. Pamiętasz je? 
-    Przecież miałeś mnie uczyć! – zaczynał mnie wkurzać. Ciągle mnie zbywa. 
-    Idź. 
W drzwiach spotkałam Daniela. Widział, że jestem wściekła więc zszedł mi z drogi bez słowa.
Kankę znalazłam na szafce. 
W lesie na szczęście było dość chłodno. Ciepło nie doskwierało. Droga mijała szybko. Dom pomału zaczął być widoczny między drzewami. 
Nie wiem co mnie podkusiło ale od razu weszłam na podwórko nie sprawdziłam czy czasem nie ma tu groźnych psów. Dwa psy były w klatce pod stodołom. Z stajni wyszedł chłopak bez koszulki w słońcu wyglądał jak młody bóg. Miał umięśnione mięśnie brzucha. Jednak był na nich siny ślad. Nasze oczy się spotkały. Tomek. Szczęka mi opadała. W dzień wyglądał bosko. Miałam ochotę teraz się cofnąć. Po wczorajszym powinnam go mijać szerokim łukiem, ale co powiem Arturowi? 
-    Przyszłaś mi dołożyć?- Tomek śmiał się do mnie. Chyba nie miał żadnego żalu.
-    Przepraszam za wczoraj. Jestem dość impulsywna. 
-    Powiedzmy, że wybaczę. Tylko nie wiem kiedy. Jestem Tomek.- wyciągnął do mnie dłoń.
-    Blanka. 
-    Wczoraj sobie wszystko z Kasprem wyjaśniłem także nie musisz mnie już bić.
Uśmiechnęłam się, ale dalej było mi głupio. Spojrzałam w duł i przypomniałam sobie, że mam w ręku kankę. No tak przyszłam po mleko. Głupia.
-    Artur przysłał mnie po mleko.
-    To dziwne normalnie sam chodził. 
W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Szybko w głowie odnalazłam obraz morza w razie by miał mnie śledzić myślami. Tylko w towarzystwie Tomka ciężko było myśleć o dwóch rzeczach jednocześnie. Coś mogło by mi umknąć.
-    tym razem wysłał mnie. To dostanę?
-    Po mleko chodzi się z wieczora. Ale sprawdzę w domu. Poczekaj chwilę.
Po chwili zniknął za drzwiami. Jak mogłam go uderzyć? Pewnie w dzień nie mogła bym tego zrobić. Humor sam mi się poprawiał. Dobrze, że mamy zakaz się z kimś spotykać bo to mogło by się źle skończyć. 
Pojawił się z powrotem w progu domu.
-    Jest proszę. – podał mi kankę.
-    Dzięki. Przyjaźnisz się z Kasprem?
-    Powiedział bym, że dość dobrze się dogadujemy. 
-    Nie wiedziałam, że ktoś może go polubić.
-    Uwierz mi, że się da tym bardziej, że uratował mi nie raz tyłek. 
Kasper potrafił być miły? Czyli tylko mnie chciał by zabić. Biedak nigdy tego planu nie wcieli w życie. 
-    a miał przed kim?
-    Miał i ma nadal. Mój wróg stał się jego wrogiem.  
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć na to stwierdzenie. Jakoś mnie nie obchodziło kto był tym wrogiem. Starałam się myśleć o wietrze i falach rozbijających się o molo.
-    Co robisz dziś w nocy?
Zbił mnie tym pytaniem. 
-    Raczej śpię jak normalny człowiek.- szkoda, że nim nie jestem.
-    Do normalnych to ty nie należysz.-trafił- Kasper pewnie wpadnie. Pogramy w karty albo poszukamy ciekawszego zajęcia. Wpadniesz?
-    Kasper nie był by zadowolony. 
-    Przeżyje. To wpadniesz?
-    Jak uda mi się wymknąć z domu to na pewno. Musze już lecieć. Cześć. I przepraszam za siniaka. – Odwróciłam się od niego.
-    Bynajmniej o tobie pamiętam. 
Wolałam już na to nic nie odpowiadać. Zrobiło mi się jednak dziwnie ciepło. Pomyślałam od razu o Kasprze jednak to nie było to. 

Artur opierał się o samochód.
-    Długo ci to zeszło.- najpierw wysyła po mleko a teraz za długo?!
-    Ja nie mam samochodu.
-    Daniel weź od niej tą kankę, a ty chodź za dom.
Podałam kankę i ruszyłam za Arturem. Pewnie mnie śledził i nie spodziewał się tego, że zagłuszę jego myśli. 
Zatrzymał się tak szybko, że wpadłam w niego.
-    teraz mi powiedz gdzie znajduje się Kasia. 
Czyli był zły. Jak jego nauki mają polegać tylko na tym, że mam sama dochodzić do tego co i jak mam robić to wolę bawić się tym sama.
-    Skup się!- podniósł głos. 
Pomyślałam o Kasi. Jej uśmiechu, kolorze włosów. Nic nie widziałam i nic nie czułam. Zamiast się uspokajać to zaczynałam się denerwować. Pewnie znowu będzie krzyczał. 
-    Z nią nie połączysz się tak łatwo jak z Kasprem nie będziesz czuła tego co ona. Masz ją tylko zlokalizować. Nic więcej to nie jest chyba takie trudne.
Jestem ciekawa jak on szybko się uczył. 
Wiedziałam na pewno, że jest w domu. Znałam już pokoje. Pomyślałam o pomieszczeniach i o Kasi. Przeczucie mówiło mi, że jest w kuchni. 
-    Jest w kuchni.
-    A Daniel?
Wyobraziłam sobie Daniela i dom.
-    W jakimś pomieszczeniu w piwnicy. Naprzeciwko schodów.
Gorzej jak będą na końcu Polski. Skąd będę wiedzieć czy są na powietrzu czy jakimś pomieszczeniu. 
-    Dobrze. Wylej na mnie wodę.
Znowu rozkaz. Żadnych wskazówek.
-    Tak ma wyglądać każda lekcja?- nie wytrzymałam 
-    Umiesz już bardzo dużo. Potrafisz nawet zagłuszać moje myśli. Pytanie po co?
-    Nie lubię jak ktoś wchodzi mi do głowy! – czy on musi wszystko wiedzieć?
-    W takim razie podstaw będziesz uczyła się od Kaspra. 
Odwrócił się i poszedł przed dom. Tyle. Na tym lekcja się skończyła. 
Rozłożyłam ramiona. Byłam wściekła i potrzebowałam prysznica. Prysła ze mnie woda. Musiałam śmiesznie wyglądać z boku. To działało jak ruszenie palcem. Nie musiałam się nad tym za bardzo skupiać. Dziwne, że prędzej tak nie zrobiłam. Rozłożyłam dłoń. Woda trysła prosto w moją twarz. Zaczęłam się z siebie śmiać. Z dnia na dzień szło mi lepiej. Szybko idzie się tego nauczyć. Pomyślałam teraz o Arturze gdzie on się teraz znajduje. Był w garażu. Ale to proste. Sama do siebie się uśmiechałam.
-    i z czego zacieszasz?- Kasper opierał się o róg domu- Wystarczyło, że na mnie się wściekał.
Starałam się nie zwracać na niego uwagi. Odwróciłam wzrok w drugą stronę i pomyślałam o Kasi. Obok mojego ucha przeleciała kula ognia.
-    a tak potrafisz? 
-    Nie.
-    To dobrze w nocy śpisz w swoim łóżku.
Nie. Nie będziesz miał ze mną tak łatwo. Wyciągnęłam dłoń przed siebie i odwróciłam ją w kierunku Kaspra. Wyleciała woda może nie miała kształtu kuli ale trafiła go. Zdziwił się. Spodziewał się całego sznura wody jak z węża strażaka.
-    Czyli ustalone idę z tobą. 
Wyminęłam go. Czas doprowadzić mój apartament do używalności. 
Zaczęłam od pokoju dziecięcego może na razie nie będę go używać ale jak sprzątać to wszędzie. Poszukałam płyny i umyłam jeszcze raz okna. Nie żeby Kasia nie zrobiła tego dobrze ale były widoczne jeszcze ślady kurzawy od razu tego wszystkiego się nie doczyści. 
-    Znalazłam ciemną czerwień. Znaczy farbę. Co ty na to żeby ten pokój pomalować?- Kasia opierała się o ścianę i trzymała w ręce dużą puszkę farby.
-    Czerwień?- jakoś nie byłam przekonana do tego koloru. 
-    Nie pękaj. Fajnie od wygląda na ścianach. Przygotuj pokuj. Zaraz wracam.
Przygotuj pokuj? Co ona myśli, że w pięć minut pozrywam starą tapetę. Do tego jedna ściana nie wyglądała na prostą. Zaczęłam od ściany naprzeciwko okna. Tapeta odchodziła od ściany. Nie pomyślałam, że to może być takie proste. Kiedyś jak zrywałam tapetę to była katorga. 

Siedziałyśmy na środku pokoju i podziwiałyśmy swoje dzieło. Kolor ściany był śliczny.
-    wyszorujemy jutro jeszcze podłogę. To jest stare dobre drewno. Nie potrzeba żadnego dywanu ani nic.- powiedziała Kasia. 
-    Jutro? A gdzie są te środki?
-    Dziś rano przeniosłam je do twojej łazienki. 
-    To jak w nocy będzie mi się nudzić to posprzątam sama.
-    Jak sobie chcesz.- podniosła się z podłogi.- Idę coś zjeść. A ty nie jesteś głodna? 
-    Nie dzięki.
-    Taki masz mały żołądek? Jadłaś dziś tylko jajecznicę. 
-    Nie przejmuj się mną.
Prawda była inna. Nie miałam zamiaru schodzić na dół i zobaczyć się z Arturem. Za bardzo byłam na niego wściekła. Muszę mu na razie schodzić z drogi. W każdej chwili może mnie stąd wyrzucić. 

Podłogę wyszorowałam szybko. Tak mi się wydawało.
+ Idziesz? Czekać na kopciuszka nie mam zamiaru.- Czyli było już na tyle późno, że wszyscy już spali. Prawie wszyscy. 
Kasper opierał się o schody. Nie czekał aż do niego dojdę tylko ruszył na dół. W domu staraliśmy się zachowywać cicho i jednocześnie pozwalaliśmy naszej fantazji bujać w obłokach. 
Tomka spotkaliśmy na wjeździe.
-    Artur był dziś u moich rodziców. 
Spojrzałam na Kaspra. Wydawało mi się, że Artur siedział cały dzień w domu.
-    co chciał? – spytał Kasper.
-    Powiedział im żeby mnie przypilnowali abym trzymał się od was z daleka. Zrobili mi awanturę o siniaka na brzuchu. Sądzą, że to wasza sprawka. W sumie mają rację. 
-    przepraszam. Za mocno się zamachnęłam.- było mi coraz bardziej głupio.
-    Daj sobie z tym spokój. 
-    Teraz musimy sobie znaleźć jakieś miejsce do spotkań. Nasz dom odpada. Twój też.- Kasper intensywnie myślał o jakimś miejscu.
-    Niedaleko stąd jest stary bunkier. Byliśmy już tam pamiętasz? Jest tam dość dużo miejsca. Urządzimy to jakoś.- Tomek się odwrócił.- To było chyba tam. 
Nie czekał na nas tylko ruszył. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli chodzić całą noc po lesie szukając jakiegoś bunkra. Nie miałam zamiaru wypowiadać moje myśli na głos bo z pewnością wróciłabym z hukiem do domu.

Po jakiś dwudziestu minutach znaleźliśmy bunkier. Chyba słabo wierzyłam w Tomka.
-    Oto on. – Tomek był z siebie dumny. 
-    Za chwilę Blanka zawiesi w nim różowe firanki- Kasper jak zwykle mnie wyśmiewał. 
Jak bym lubiła róż i w bunkrze były okna to kto wie.
Tomek zapalił latarkę. Pomieszczenie było jedno. nie dość duże. Pomieszczenie było zimne. Domy powinny być budowane tak samo. W lato bynajmniej było by chłodno. 
-    Będzie trzeba zrobić jakieś krzesła i stolik co będziemy mieli na czym siedzieć.- Kasper chodził po bunkrze jakby wiedział już gdzie co będzie.– Oprócz nas nikt o nim nie wie?
-    Raczej nikt na niego nie wpadł.- odpowiedział Tomek. 
-    To może wstawimy jakieś drzwi i okryjemy go liśćmi.- palnęłam.
Chłopacy na mnie spojrzeli i zaczęli się śmiać. 
-    Co zły pomysł?- nie rozumiałam ich.
-    Panienko to jest las iglasty nie liściasty.- Kasper przestał się śmiać. Ale w oczach była widoczna kpina.
Dobrze, że łatwo się nie czerwieniłam. 
-    To zaczniemy od dziś. W stodole stoi stół. Nie jest za duży więc łatwo go się tu przeniesie. – Tomek już wychodził.
-    To ja poszperam w naszej piwnicy za jakimiś krzesłami. Po stół pójdzie z tobą Blanka.
Co? To aż tak blisko nie było abym mogła sobie nosić stół. Oni myśleli, że jestem jakimś robotem. 
-    Co tak patrzysz uderzyć potrafić, a stół ciebie przerasta?- Kasper patrzył mi prosto w oczy. 
-    Nic mnie nie przerasta.- powiedziałam to stanowczym tonem.
-    No to chodź, a nie stój tak.- Teraz nawet Tomek przeciwko mnie. 

W stodole było ciemniej niż w lesie.
-    Możesz zapalić latarkę?- spytałam
-    żeby rodzice wiedzieli, że tu jestem?
-    O tej godzinie to chyba śpią co? 
-    U nich to nie wiadomo. Złap go. 
Stół na szczęście nie był ciężki. Jednak jak sobie pomyślałam o drodze powrotnej to byłam przerażona. 
-    Pójdziesz pierwsza przodem. Pamiętasz drogę?
-    Pamiętam.- tak mi się wydawało.
Mieliśmy dość dobre tempo. Jednak ta cisza mnie dobijała. Tomek nic nie mówił tylko milczał. Denerwowało mnie jeszcze to, że muszę myśleć o paru rzeczach na raz. Niedługo będę musiała oglądać jakieś filmy przyrodnicze aby myśleć o szczegółach sawanny na przykład. Przez to myślenie nie zauważyłam cienia pnia drzewa. Puściłam się stołu i padłam jak długa. Szybko usiadłam i zaczęłam wyciągać iły z włosów bo czułam, że miałam ich pełno. Chociaż bardziej obawiałam się jakiś robali.
-    Nic ci nie jest? – Tomek przykląkł obok mnie i złapał mnie za rękę, którą wyjmowałam igły. 
-    Nic, ale jestem cała w igłach.
-    Tym się nie przejmuj.- Drugą ręką  wyciągał mi igły.
Nie wiem jak to wyszło ale odwróciłam głowę do niego i nasze usta znalazły się blisko siebie. Za blisko. Czułam jego oddech. Chciałam zatopić się w tych ustach. Pragnienie robiło się coraz większe. Odwróciłam się z powrotem. Nie mogę zrobić nic głupiego. Dopiero co tu przyjechałam. Tomek przyłożył rękę do mojego policzka i delikatnie się do mnie przysunął. Zrobiło mi się gorąco. 
Nie czekał na moją reakcję tylko zatopił się w moich ustach.
+ Oszalałaś! – Kasper odezwał się w moich myślach.
 Odskoczyłam od Tomka jakby mnie poparzył. 
-    Przepraszam.- Tym razem to Tomek przepraszał mnie. Role się odwróciły.
-    Za to się nie przeprasza, ale chodźmy już bo pewnie Kasper na nas czeka. 
Podniosłam się i strzepnęłam piach.
+ po co mu to robisz nigdy nie będziesz z nim szczęśliwa.- No jeszcze tego brakowało by mi się wtrącał.
+ Z tobą też nie będę, chociaż jesteś mi pisany. 
Przez to wszystko miałam ochotę wrócić do swojego łóżka i iść spać

czwartek, 19 stycznia 2012

1.

1.  Zawsze dostawałam to czego chciałam. Tylko czy potrafię to uszanować? Tym co planuję na pewno rozłoszczę rodziców. Pogrzebałam chwilę w internecie i poszukałam ciekawą wioskę która znajduje się w lesie. Tego mi potrzeba ciszy, spokoju. Nikt nie musi wiedzieć gdzie jestem ani co robię. Rodzice mogą się trochę pomartwić. Przyjaciół prawdziwych nigdy nie miałam, a Ci co udają, że nimi są, nie zauważą mojej nieobecności. 
Walizka z plecakiem leżała na łóżku. Jeszcze tylko z skarbonki wyjęłam pieniądze. Na całe wakacje mi nie starczy. Będę musiała później  znaleźć gdzieś pracę. Wychodząc z pokoju odezwało się moje sumienie. Nie potrafię tak zupełnie zostawić moich rodziców. Mają przeze mnie same problemy. Przez to reszta rodzeństwa musi być grzeczna. Oni litość mają, ja nie. Z zamyślenia wyrwał mnie kran. Kurek sam się odkręcił i zaczęła tryskać woda. Podbiegłam szybko do umywalki i zakręciłam kurek. Na stole znalazłam pustą kartkę. Wzięłam długopis i napisałam „ wrócę po wakacjach”. 
Otwierając drzwi zobaczyłam stojącego mężczyznę na mojej klatce schodowej. Był ubrany w ciemny garnitur co nie pasowało do blokowisk na których mieszkam. Postawiłam walizkę i zamknęłam za sobą drzwi. Już chciałam wziąć ją z powrotem ale jej nigdzie nie było. 
-    Ej ty!- to musiał być ten facet. Nikogo więcej tu nie było. – radzę Ci oddać moją walizkę!
Odwrócił się w moją stronę. Jego oczy były ciemne. Takiego pięknego brązu jeszcze nie widziałam. Przez te oczy zapomniałam co od niego chciałam.
-    Nazywam się Artur. Nie mam zamiaru Ciebie okraść tylko zabrać do Lisic.
Nikomu nie mówiłam o moich planach, a już na pewno nigdy nie wypowiadałam nazwy tej wioski. 
-    Tylko się nie denerwuj nie chce być mokry. Po za tym jest ładna pogoda. Chyba nie chcesz żeby padało.
Stałam jak zaklęta nie wiedziałam co powiedzieć ani o co mu chodzi.
-    Chodź Blanka do samochodu.
Moje imię podziałało, ocknęłam się.
-    Słuchaj facet nie obchodzi mnie jak masz na imię ani gdzie jedziesz. Ja tam na pewno nie jadę. Nie mam pojęcia co za bzdury wygadujesz.
-    A myślałem, że do tchórzy nie należysz. Nie warto teraz kłamać i naprawdę się uspokój. 
-    Nie będziesz mi rozkazywał! – Nie zdawałam sobie sprawy, że tacy bezczelni ludzie istnieją. 
Na schodach pojawiła się jeszcze ruda dziewczyna. Ku zaskoczeniu trzymała moją walizkę.
-    Dziewczyno nie krzycz tak bo sąsiedzi wyjdą i co im wtedy powiesz, że z domu uciekasz?
-    Nie twoja sprawa.
-    Miałeś Artur racje, miła to ona nie jest.-teraz zwróciła się do mnie- Jestem Kasia, a ty jak mi wiadomo Blanka. 
Doszło do mnie, że śpię bo co innego mogłam robić. Takie rzeczy nie dzieją się naprawdę. 
Przez chwilę wydawało mi się, że Kasi oczy zabłysły na zielono. 
-    ty tego kwiatu nie podlewasz? – mówiąc to pokazała na roślinę sąsiadów.
-    To nie moje.
-    No ale on jest suchy. Możesz zrobić miły uczynek.
Spojrzałam jeszcze raz w stronę kwiata. Teraz to ja na pewno zwariowałam. Jeszcze przed chwilą był on suchy, a teraz wyglądał na zdrową roślinę której nic nie dolega.
-    To sprawka Kasi- powiedział Artur. 
-    Możecie nie robić ze mnie wariatki?
-    Nie robimy. No chyba, że przed chwila Ci się sam kurek nie odkręcił. Właściwie nie sam się odkręcił tylko ty to zrobiłaś. 
-    Pewnie telepatycznie.- wyśmiałam go. 
-    Prawie. Woda to twój żywioł. Pływasz najlepiej z grupy nie musisz pod nią oddychać. Uważasz to za normalne?
Znowu stałam jak zaklęta skąd on o tym wiedział. Czasami wydawało mi się, że każdy człowiek potrafi na długo powstrzymać oddech. Jeżeli on uważa, że ja mam jakiś dar to ta ruda również. 
-    A ona?- wskazałam na Kasie.
-    Ona kocha rośliny. Jest takim dużym botanikiem.
-    A ty?
-    Ja jestem bardziej ziemski.- Mówiąc to uśmiechnął się.
-    Potrafi rozsuwać ziemię, niszczyć moje rośliny i pobudzać wiatr. Nie potrafi jednak wywołać ognia, wody ani nie potrafi niczego ożywić.- Mówiąc to Kasia złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
Pozwoliłam aby mnie ciągnęła bo byłam ciekawa co jeszcze o mnie wiedzą. Jeżeli wiedzą o mnie dużo, a na to wyglądało i jadą w tą samą stronę nie widzę problemu aby mnie podwieźli. Bynajmniej zaoszczędzę pieniądze. 
Kasia wrzuciła moje rzeczy do bagażnika samochodu, a Artur usiadł za kierownice. 
-    Kim jest Artur? – spytałam rudej.
-    Jest tak jakby naszym opiekunem. Sprawuje nad nami opiekę i jest za nas odpowiedzialny.
-    Ale chyba nie tak jak rodzice?
-    No nie do końca bo nie dawał pieniędzy na twoje potrzeby ale wiedział przez cały czas z kim się spotykasz co robisz w danej chwili itd.
-    Śledził mnie?
-    Nie. Nie musi ciebie śledzić żeby to wiedzieć. Po prostu to wyczuwa. Ciężko jest to wytłumaczyć. Niby między nami też mogą wytworzyć się takie relacje ale musimy nad tym popracować.
Przestraszyłam się tego.
-    Ale ja nie chce. 
-    Nikt ciebie o to nie pytał. Spójrz na mnie czy ktoś się mnie pytał czy chce być ruda?
-    To nie to samo. 
-    Marudzisz. Jesteś naprawdę ciężkim charakterem. Artur nas przed tym ostrzegał.
-    Nas?
-    Jest jeszcze Kasper i Daniel. Ty dołączasz do nas ostatnia. Przez te wakacje mamy nauczyć się posługiwać swoimi darami i wyczuwać siebie.
-    Kiedy ty dołączyłaś?
-    Tydzień temu. Daniel dwa tygodnie temu, a Kasper jest od samego początku z Arturem. Więc się nie zdziw że będzie się chwalił czego on nie potrafi. Jest trochę przerażający ale czasami jest miły. Myślę, że diabeł nie jest taki zły jak go malują. 
-    A jakie oni mają dary?
-    Kasper jest ogniem, a Daniel powietrzem. Jesteśmy jak takie cztery żywioły, które z połączeniem Artura tworzą całość. Dlatego to on jest naszym opiekunem.
Zaczynałam się zastanawiać czy na pewno chce wchodzić w ten świat świrów. Może być fajnie przy nauce panowania nad darem, ale dzielić wakacje z innymi świrami. Będę musiała poszukać sobie jakieś lokum bo długo z nimi nie wytrzymam im rzadziej będę ich widzieć tym lepiej dla mojego zdrowia psychicznego. 
-    Nie gadać tyle, im prędzej ruszymy tym szybciej dojedziemy.- zawołał do nas Artur.

Droga była długa i nudna. Nie było żadnego postoju bo Arturowi śpieszyło się do domu. Kasia uważała, że chłopacy coś nabroili, a jaka była prawda tylko on o tym wiedział. Widoki za oknem były nieciekawe miasta były szare, brzydkie. Na starość na pewno przeprowadzę się na wieś. Kiedyś mi się uda postawić drewnianą chatkę kto wie może Lisice będą moim przyszłym domem.  
Ujrzałam znak Lisice 5km. Zjechaliśmy z asfaltowej drogi na polną. Podciągnęłam się do góry i uważnie patrzyłam na drogę chciałam zapamiętać każdy szczegół. Moja własna reakcja mnie zdziwiła. Byłam strasznie ciekawa tego miejsca. W oddali od drogi ujrzałam sarny. Uważałam te zwierzęta za piękne. Nigdy prędzej nie udało mi się je zobaczyć na żywo. Jak ktoś się mnie pytał czy coś widziałam zawsze potwierdzałam. Lubiłam jak inni mi zazdrościli, chodź tak naprawdę nie mieli czego do zazdrości. To ja im szczerości powinnam zazdrościć.
Wyjechaliśmy z lasu na zamieszkałą polanę. Wioska była prostokątna. Znak Lisice stał przy małym drewnianym domku. Obok domu stała drewniana stodoła do której nigdy nie wejdę. Wyglądała tak jakby za chwilę miała się rozwalić. Po przeciwnej stronie Stał nowszy dom. Była to chyba leśniczówka. Dom był ogrodzony drewnianym płotem, a na podwórku biegały cztery duże psy. Wydawały mi się rasowe, ale nie znałam się na tym. Kawałek za domami było rozwidlenie drogi. My skręciliśmy w prawo. Przy drodze stał kolejny dom. On miał chyba największe podwórko. Za domem rozciągał się wybieg dla koni. Nie wiem czemu ale był pusty. 
-    Są tu konie? – spytałam z nadzieją w głosie.
-    Są trzy. Ale nie pytałem się czy będziecie mogli na nich jeździć.
Wjechaliśmy z powrotem do lasu i na krzyżówce pojechaliśmy w lewo. Po prawej stronie dostrzegłam stojący w oddali dom. Wydawało mi się, że był ogromny.
Skręciliśmy w drogę prowadzącą do domu. Przy drodze stał znak „witamy”.
-    Kiedyś w tym budynku spali turyści. Jeszcze nie posprzątałem tutaj wszystkiego. Pamiętajcie żeby wieczorem wyciągnąć ten znak.
-    Ile tu jest domów?- Wydawało mi się, że będzie ich tu więcej, a jak na razie widziałam cztery licząc z tym w którym będę mieszkać.
-    Z 8. Tak mi się wydaje. Główna wioska jest na tak jakby polanie znajdują się tam cztery domy. Reszta jest naokoło pochowana w lesie. Ale nasz znajduje się najdalej.
Nie wydawało mi się, dom jest duży. Obok domu stał tylko garaż ale podwórko wyglądało okropnie. Wszędzie leżało jakieś żelastwo. 
-    Za czysto to tu nie jest. – Musiałam powiedzieć to na głos.
-    To żelastwo chłopacy dziś z piwnicy wynieśli. Trzeba je wywieźć. Ten dom dopiero będzie nadawał się do zamieszkania. Na razie naprawiliśmy dach i załataliśmy okna. Byłem już u szklarza bo parę okien na pewno nadaje się do wymiany. 
Zachciało mi się mieszkać na wsi. Wysiadłam z samochodu pozbawiona energii. Odechciało mi się wszystkiego. Wyciągnęłam torby z bagażnika. 
-    To chodź wybierzesz sobie pokój. 
Spojrzałam jeszcze gdzie Artur się wybiera ale już go niegdzie nie znalazłam. Zniknął jak duch.
-    Gdzie Artur?
-    Poszedł do chłopaków. My też tam pójdziemy, przedstawisz się i wrócimy sprzątać twój pokój.
Z podwórka wchodziło się prosto do dużego pokoju. Stała w nim duża szafa i nic więcej. 
-    Pusto tu.
-    Na razie. To pomieszczenie zostanie pomniejszone i będzie tu garderoba. Będzie to wygodne. 
-    Warto to robić na wakacje?
-    Artur z Kasprem będą tu mieszkać na stałe Daniel chyba też.
Super. Ściągnął nas teraz tylko po to abyśmy mu pomogli urządzić i wyremontować dom, Ładny mi z niego opiekun. 
Z pierwszego pomieszczenia wchodziło się na korytarz.
-    Na wprost nas jest kuchnia. Po lewej salon i sypialnia Artura. Tam będzie najwięcej pracy.
-    Dlaczego?
-    Bo salon z kuchnią chcą połączyć. 
Prościej by było znaleźć porządniejszy dom albo zacząć budowę od nowa. Jednak wolałam nie wypowiadać już tego na głos bo zaczynałam lubić Kasię. 
Stanęłyśmy przed drzwiami.
-    Tu jest mój pokój. Zobaczysz go później. 
Obok znajdowała się klatka schodowa.
-    Chcesz mieć pokój na dole czy u góry?
-    U góry. 
-    W takim razie na dole będzie gabinet. Zaraz obok mojego pokoju jest łazienka i jest też na końcu korytarza przy pokoju Daniela. Między nami są jeszcze dwa pokoje.- ruchem ręki pokazała mi, że mam wejść na schody. 
Ze schodów  wchodziło się wprost do pomieszczenia w którym były trzy drzwi jedno na wprost nas. 
-    Góra musiała być używana przez dwie rodziny. Na wprost jest największe pomieszczenie w domu. Znajduje się tam kominek. Była jeszcze kanapa ale wynieśliśmy ją. To tak, prawa strona jest podzielona na trzy pokoje plus łazienkę, lewa na cztery pokoje i łazienkę. Którą wybierasz?
Ruda uśmiechnęła się do mnie i czekała na moją odpowiedź.
-    prawą, będzie mniej do sprzątania. – nie wiem czemu ale rozśmieszyłam ją tym.
-    Błąd. Tej strony domu jeszcze nie sprzątaliśmy.
Otworzyła mi drzwi. Pierwsze pomieszczenie było czyste. W pokoju stała kanapa i stolik. Z tego pomieszczenia były przejścia do reszty pokoi. Jednak były tylko jedne drzwi.
-    Drzwi masz tylko do łazienki reszta była połamana to wyrzuciliśmy. Torby połóż tu, zobacz szybko pokoje.
-    Tak ci się do nich śpieszy? 
-    Chce żebyście się poznali. 
Weszłam do pierwszego pokoju z brzegu. Było jedno okno do tego z wielką pajęczyną i tysiącem much. Nie chciałam wchodzić to tego pokoju. Podeszłam do drugiego pokoju i już bardziej przypadł do gustu. Chociaż też są tu pajęczyny i muchy ale miał w sobie jakiś urok. Na środku pokoju stało zakurzone łoże małżeńskie obok duża stara szafa z drewna.
-    Ten pierwszy pokój w którym byłaś musiał być dziecięcy bo stały tam dwa mniejsze łóżka. Nikt z nas na nich by się nie wyspał. Wynieśliśmy je do piwnicy. Artur chce je odnowić i sprzedać bo są naprawdę ładne.
Moje łóżko też było ładne. Całe było z drewna podobnego do tego z czego była zrobiona szafa. Posiadało wiele zdobień. 
-    No idziesz?- ta dziewczyna nie wiedziała chyba co oznacza cierpliwość. 
Zeszłyśmy do piwnicy. Klatka schodowa łączyła górę z piwnicą. Dopiero teraz zauważyłam, że barierki są zakończone drewnianym jajkiem na nim prędzej musiało być coś wyryte jednak teraz nie dało się powiedzieć co to było. 
Na dole było dużo hałasu. Z jednego pomieszczenia wylatywały różne kawałki metalu.
-    W piwnicy jest, a właściwie było pomieszczenie do win. Niestety zastaliśmy je puste.- W oczach Kasi dało się zobaczyć rozczarowanie. – Przyprowadziłam wam kogoś! – krzyknęła głośno aby ją usłyszeli. 
Przedmioty przestały wylatywać na korytarz. 
Pierwszy wyszedł niski blondyn. Włosy miał postawione na żel co mnie rozśmieszyło. Nie mogłam się powstrzymać. Za nim stanął wyższy chłopak o brązowych włosach. Był ścięty bardzo krótko, jednak pasowało mu to. 
-    To jest Daniel. – pokazała ręką na blondyna- a to Kasper. 
Kasper odwrócił się do mnie tyłem i zaczął zbierać żelastwo z korytarza. Daniel jednak mnie obserwował. Jego oczy wydawały mi się szare co wyglądało komicznie z jego włosami. 
-    Który wybrałaś pokój? Gdzieś blisko mojego?- spytał blondyn.
-    Nie, na górze.
Kasper spojrzał w moją stronę jego oczy zrobiły się czerwone co mnie przestraszyło. Wiedziałam, że jeżeli okaże mu lęk będzie często wykorzystywał to przeciwko mnie.
-    Coś się nie podoba?- powiedziałam.
Wyprostował się.
-    Tak na górze jest tylko mój pokój. 
-    Czasy królów u nas już dawno minęły. 
Daniel wycofał się i wrócił skąd wyszedł. Kasia również zamilkła i cofnęła się na schody. 
Oczy Kaspra dalej były czerwone jak ogień. Poczułam jakby przez moje ciało przeszła woda. 
Podskoczyłam bo w tym momencie był ogromny grzmot. Prędzej jakoś nie zbierało się na burze.
-    Co tu się dzieje?- zbiegł na dół Artur.
Spojrzał na nas i w jego oczach zobaczyłam strach. Kasper od razu ruszył na górę. Zniknął na schodach.
-    zawsze jest taki miły? 
-    Nigdy nie sądziłem, że tak szybko będę musiał uczyć was panowania nad uczuciami.
-    Nawet nie zdążyłam się zezłościć. 
-    To nie to.- teraz zamiast strachu było widoczne zmartwienie. 
Artur z Kasią poszli na górę, a mnie ogarnęło dziwne uczucie. Jakbym wiedziała, że w tej chwili Kasper układa żelastwo pod garażem. Czułam jeszcze wielką złość i ciepło na mojej dłoni, które przesuwało się wzdłuż palców. Spojrzałam na moją dłoń, palec wskazujący wydawał się czerwony, gdy go dotknęłam poczułam niewyobrażalne ciepło. Oparzyłam się nim. Na to uczucie przez moje ciało znowu przepłynęła jakby woda. Muszę szybko odnaleźć Artura bo to nie było normalne.
Artur siedział na kanapie w salonie. Salon nie był za duży jednak był bardzo czystym pokojem. 
Spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
-    Stało się coś? – spytał.
-    Czy przez moje ciało może przepływać woda?
W jego oczach znowu ujrzałam strach.
-    Może, ale nie powinien tak szybko.
-    Tak szybko? Sam powiedziałeś, że mam dar. Mam go od urodzenia prawda?
-    Nie do końca. Wasze dary w pewnym momencie zostają rozbudowane. 
To dziwactwo zaczynało mnie dobijać.
-    To co ja jeszcze mogę robić rozniecać ogień? Wydawało mi się, że woda gasi ogień. – bo moje rozgrzane ręce przypominały mi ogień.
Artur wstał z kanapy.
-    Poczułaś ogień? 
-    Moja dłoń zrobiła się gorąca szczególnie palec, później poczułam w sobie falę wody i jakby wszystko zgasło. 
-    A co poczułaś prędzej?
Kurde...Nie miałam zamiaru nic wspominać o tym, że czułam to co Kasper. Wystarczyło mi to, że już mnie nie lubi.
-    Jeżeli ty poczułaś to co on to on również to poczuł. Połączyłaś się z nim.- nie czekał na moją reakcje- Od swojego urodzenia jesteście połączeni w pary czy tego chcecie czy nie.
Tym mnie zdenerwował.
-    Chyba nie chcesz powiedzieć, że tworze parę z Kasprem?
-    To nie powiem. 
Znowu ogarnęła mnie fala złości tym razem nie moja. Czułam, że rzuciłam czymś w garaż. To było niesprawiedliwe, Kasper łączył się ze mną kiedy chciał ale ja tego nie potrafiłam. Byłam tak w tym do tyłu.
-    Jak się przerywa to połączenie.
-    Nie da się.
-    Ale jakoś chyba można to zagłuszyć! Nie chce żeby mnie kontrolował kiedy mu się zachce!
-    Jak się uspokoisz to się wszystkiego nauczysz teraz idź pomóż Kasi sprzątać.
-    Marny z Ciebie nauczyciel!
Byłam strasznie wkurzona. Usiadłam na schody i zamknęłam oczy. Skupiłam się na Kasprze. Starałam sobie przypomnieć jego spojrzenie i zapach. Udało się poczułam to co on. Teraz razem z Danielem układali żelastwo. Starałam się przywołać uczucie wody. Udało mi aby i on to poczuł. Wypadło mu wszystko z rąk i poczułam jego strach, woda go zabijała. Ma za swoje. Teraz mogę pomóc Kasi w sprzątaniu. 
Kasia akurat zamykała okno.
-    Wypuściłam wszystkie muchy i pozbierałam pajęczyny.
-    To została tylko kurzawa. – W tym momencie zaczęłam się dusić do moich płuc dostał się czad.
Padłam na kolana i kaszlałam potrzebowałam tlenu.
-    Jezu! Blanka co Ci jest? Jesteś cała blada! 
Nie potrafiłam zobaczyć Kasi moje oczy były całe załzawione. Dopiero teraz doszło do mnie kto mi to robi. Coraz bardziej brakło mi tlenu. Zamknęłam oczy i starałam wywołać w sobie uczucie wody. Jednak przez strach i coraz większy brak sił nie potrafiłam tego zrobić. Nie potrafiłam dłużej trzymać się na rękach i padłam na twarz, słyszałam jeszcze tylko krzyki Kasi.