czwartek, 29 marca 2012

9.


Przez ten cały czas ćwiczyłam. Nie myślałam, że będę tak świetnie przygotowana. Potrafiłam już przekazywać płomień. Sama go tworzyłam i odbierałam ten który stworzył Kasper. Do tego potrafiłam wykorzystywać wodę która znajduję się w organizmie, z łatwością mogłam przewrócić kogo chciałam, woda mnie słuchała. Potrafiłam wylewać wodę z każdego centymetra mojego ciała. Wszyscy mi mówili, że staję się wtedy przezroczysta i wyglądam jak fontanna. Wierze im bo Kasper pokazał jak to wygląda z ogniem. Potrafi się zamienić w wielką kule ognia, jednak on na tyle nad tym panuje, że nie pali żadnego ubrania. Ja jednak za każdym razem jestem cała mokra. Spakowałam się z powrotem w moją torbę leżała obok drugiej torby. Kasper nie mógł inaczej przemycić swoich rzeczy na pogrzeb. Jego walizka pojedzie ze mną, a on później do nas ma dołączyć. Oczywiście opiekunowie o tym nic nie wiedzą. Wstałam z parapetu i spojrzałam na wazonik, który stał na kominku. W nim były dwie piękne białe róże. Podeszłam do nich. Dotknęłam ich płatki, były miękkie i strasznie delikatne. Kasia wiedziała jak o nie zadbać. Wyjęłam jedną z nich.
-         spodobałaby ci się.- powiedziałam.
-         Jeżeli wierzyć w duchy to zobaczy ją.- powiedział Kasper.
Nie usłyszałam jak wszedł do salonu. 
-         myślisz, że dla nas też jest coś po śmierci?
-         Mam taką nadzieje. 
Odwróciłam się w stronę chłopaka. Jego wygląd zrobił na mnie wrażenie. Był ubrany w czarny garnitur, jego czarny krawat był piękną ozdobą do jego białej koszuli. Wyglądał tak elegancko i pociągająco...Aż się zdziwiłam, że to pomyślałam. 
-         źle się ubrałem? Co tak na mnie patrzysz? 
-         Nic. Przypomniało mi się coś. – skłamałam.
Podniosłam „moje” walizki i zeszłam na dół. Kasper wziął tylko róże. 
Na dole spotkałam Artura. Przez ten cały czas nie odzywał się do mnie. Teraz jednak mnie zmierzył i spojrzał na moje walizki.
-         aż tyle tego?
-         Przeszkadza ci to? – syknęłam
Daniel podszedł do mnie i wziął ode mnie walizki.
-         zaniosę je do samochodu.
On już nie był tak elegancki. Miał ubrane ciemne dżinsy i białą koszule. Kasia wychyliła się z kuchni z reszta kwiatów. Miała ubraną taką samą czarną sukienkę jak ja jednak na niej wyglądała lepiej. Jej rude włosy był ładnie upięte. Wsiadając do samochodu ukułam się kolcem w miejscu gdzie goiła się dalej moja rękę. Zabolało, jednak udałam przed wszystkimi, że nic mi nie jest. Ruda z Danielem ciągle się o mnie martwili uważali, że nie powinnam jechać, nie obchodziło ich nic, że obiecałam. Sądzili, że on by tego nie chciał. 
Przed kościołem stał mój opiekun, a przy nim policjant. Nie mam pojęcia czego oni znowu od niego chcą i tak nic nie znajdą. Kamery nic nie wykazały. Ze mną już też rozmawiali, ale co ja im mogłam powiedzieć w tym szoku nic nie pamiętałam, a na ciele Dawida też nic nie znaleźli. Oczywiście Dargorad nie mógł się zgodzić na sekcje zwłok, teraz rozumiem dlaczego Artur tak szybko przewiózł zwłoki. Nikt nie powinien się dowiedzieć, że Dawid zginął od istot z darami. Przez to nie mielibyśmy życia.  
Całą ceremonię byłam nie obecna nie miałam zamiaru niczego słuchać. Dopiero na sam koniec, spojrzałam jak grabarze zakopywali dziurę. Podeszłam i położyłam róże na inne kwiat.
-         żegnaj. 
Tym razem nie popłynęła łza. Pogodziłam się już z tym. Reszta już na mnie czekała przy samochodzie, Dargorad przeniósł moje walizki do swojego samochodu. Zauważyłam jak ostatni raz spojrzał w kierunki cmentarza, ale było widać w nim również rezygnacje, nie było widać aby chciał tu wrócić żywy.
-         jesteś pewna, że chcesz jechać?- spytał Daniel.
-         Tak.- przytuliłam go mocno. – nie zapomnij o mnie.
-         O tobie nie da się zapomnieć.
Podeszłam do rudej ona również mnie przytuliła, biło od niej ciepło.
-         wróć, bo z kim ja będę się mogła kłócić.
Uśmiechnęłam się.
-         postaram się. 
Artur nie miał zamiaru się ze mną żegnać siedział w samochodzie. Kasper już stał przy drzwiach. Spojrzałam mu w oczy.
-         mi nie będzie brakować kłótni z tobą. – powiedział
-         Wiem.- otworzyłam swoje drzwi.
Było widać, że to wkurzyło Daniela, spiorunował spojrzeniem Kaspra, ale nic nie powiedział. Wsiadłam do samochodu. Opiekun szybko ruszył. Nie chciałam spojrzeć w lusterko. To już jest za mną, teraz trzeba patrzeć do przodu.
O moich wrogach dowiedziałam się tyle co nic. Dargorad jakimś cudem ich namierzył dzięki swojemu koledze z Pragi. Wiem tylko tyle, że jeden z nich jest strasznie niebezpieczny, ponieważ on potrafi odebrać życie poprzez dotyk do tego jest szybki. Opiekun sądzi, że oni to początek, bo z nimi nigdy nie zadzierał i to nie oni są źródłem ataku, ale i tak zapłacą za śmierć.
Ten znajomy ma na imię Oskar niby jest dobrze zbudowanym mężczyznom i z tego co się dowiedziałam słyszy myśli innych. Przez to wiele trenuje, nie chce być bezbronny. Poznali się jak jeszcze Dargorad był dobry. To co się stało później nie wpłynęło na ich znajomość, co mnie zastanawiało, ale nie miałam wpychać nosa w nie swoje sprawy, jak będą chcieli to mi sami wszystko powiedzą. Najgorsze będzie jednak uważać przy nim co się myśli. Niby potrafi to wyłączać, ale mnie na pewno będzie słuchał. Będzie chciał mnie poznać na swój sposób.
+ udało mi się uciec, teraz biegnę na pociąg. Później mi powiedz gdzie mam się kierować.
Nasz plan polegał na tym aby Kasper uciekł ze sklepu jak będą na zakupach, bo to było pewne, że skorzystają z tego że są w mieście. Miał wtedy udać się na pociąg i kierować się na Wrocław, konkretną miejscowość miałam mu podać jak sama się wszystkiego dowiem. 
Po godzinie ciszy miałam już wszystkiego dość. Nie mogłam spać, ani zająć czymś myśli.
-         Dokąd jedziemy?
-         Zatrzymamy się w Trzebnicy. Oskar ma tam na nas czekać. Ustalimy wszystko i jutro zabieramy się za pościg. Mam nadzieje że są jeszcze w Polsce.
Mam nadzieje, że Kasper wie gdzie to jest. Bo mi ta nazwa nic nie mówiła.
+ Zatrzymamy się w Trzebnicy.
+ Gdzie to jest?
+ nie wiem spytaj konduktora jak możesz tam łatwo dotrzeć może będzie wiedział.
Nic mi już nie odpowiedział. Jego myśli pozwolą mi się uspokoić. Zamknęłam oczy. W pociągu panował straszny duch, przez chwilę czułam wiatr, pewnie jedno z okien było otwarte. Poczułam jeszcze irytacje i złość. Na mojej twarzy pojawił się grymas to na pewno mnie nie uspokoi.
-         Nad czym się tak skupiłaś?
-         Otworzyłam oczy i wszystko ode mnie odpłynęło. Co? 
-         Na czym się tak skupiłaś?
-         Na niczym konkretnym.
-         Nie kłam.
-         Próbowałam się czymś zająć. 
Było widać, że chce znowu o coś zapytać ale nic nie powiedział. Chciałabym być tak skupiona jak on. Potrafił wszystko organizować chociaż nie miał na nic sił. Może to była zwykła determinacja. Sama nie wiem. 

Droga minęła okropnie. Teraz z Dargoradem wyciągaliśmy walizki. Zatrzymaliśmy się w jakimś domu. Nie mam pojęcia do kogo on należy. W jednym z pokoi paliło się światło, jednak nikt nie wyszedł nas powitać. Z tego co wiedziałam Kasper również był niedaleko co mnie dość zdziwiło, pierwszy raz kolej jest tak punktualna. Z podwórza wchodziło się prosto do salonu, to światło co widziałam właśnie świeciło się tu. Na środku stał potężny mężczyzna. Uśmiechał się do nas. To na pewno był Oskar i w tej chwili dotarło do mnie, że on słyszy moje myśli. Dargorad podszedł do niego i podał mu dłoń. To był mocny uścisk. Jednak Oskar nie patrzył na Dargorada tylko na mnie.
-         To jest właśnie Blanka.
Nic nie powiedział ani się nie ruszył tylko patrzył mi prosto w oczy. Jednak tam nie mógł nic zobaczyć bo miałam soczewki. W tej chwili się uśmiechnął.
-         Wiem. 
Tym się zdenerwowałam mógłby chociaż udawać, że mnie nie podsłuchuje. Ścisnęłam swoje dłonie w pięść. 
-         Nie denerwuj się tak przepraszam. 
Teraz ja nic nie powiedziałam. 
-         Blanka obok jest drugi pokój możesz go zająć. – powiedział opiekun.
Podniosłam walizki i skupiłam wzrok na pomieszczeniu. Myślałam o kolorze jaki tu jest, głęboka czerwień ten dom musi należeć do jakiejś kobiety, drugi pokój był ciemno zielony. Okropnie to wyglądało. 
+ jaki to jest numer domu?
Na tą myśl aż się wyprostowałam, przecież Oskar mnie podsłuchiwał. Postawiłam walizki i wróciłam do salonu. 
-         Chce abyś przestał śledzić moje myśli. 
-         Ale ja nie chce. 
-         Chcesz abym i ja zaczęła wykorzystywać swoje dary?
-         Chyba dar.
-         Jesteś tego taki pewny?
-         Blanka uspokój się. Jeżeli nie masz nic do ukrycia to nie musisz się obawiać.- Dargorad pił jakąś wodę- nie przejmuj się tym. 
-         W takim razie idę się przejść. 
-         Mój dar działa na odległość jeżeli wiem jakiego głosu mam słuchać.
Kurwa. 
-         i nie przeklinaj.
-         W myślach mogę robić co chce!- wyobraziłam sobie jak wale w niego młotkiem. Na tą myśl się uśmiechnęłam. Jednak on również.
Odwróciłam się i trzasnęłam drzwiami.
Wyobraziłam sobie ptaki, piękne czarne ptaki, a dokładnie 70 czarnych ptaków.
+ 70. 
Właśnie teraz zdałam sobie sprawę z tego, że on słyszy tylko to co ja myślę, a nie to co inni chcą mi przekazać. Na tą myśl znowu się uśmiechnęłam. Spojrzałam w niebo. Co prawda nie było na nim żadnych czarnych ptaków ale były za to gołębie. Doszłam do jakiegoś przystanku. Usiadłam na ławce i dalej obserwowałam niebo. Jak byłam mała uwielbiałam patrzyć na chmury, zawsze przybierały jakieś postacie, szkoda, że dziś nie mam tak wielkiej fantazji. 
-         Co tam jest ciekawego? 
Przede mną stał jakiś chłopak, wydaje się, że jest w moim wieku. 
-         a musi być coś ciekawego?
-         Tak się ładnie przy tym uśmiechasz.
O matko. 
-         Gdzie jedziesz?
-         Nigdzie.
-         To czemu tu siedzisz? 
-         Bo lubię.- powinien się skapnąć, że nie mam zamiaru z nim rozmawiać.
-         Pierwszy raz cię widzę, a mieszkam obok przystanku.
-         Bo może jestem tu pierwszy raz.- powiedziałam to zimno.
-         Co tak chłodno?
-         W wakacje przyda się chłód. 
-         To może masz ochotę na coś zimnego?
I jeszcze co?
-Ja bym miał ochotę- stanął za nim Kasper z uśmiechem.
Jednak gdy tylko chłopak się obejrzał to go zmierzył i zrobił jedną z swoich popisowych min. 
-         a ty to kto?
-         Nie męcz. Blanka to idziemy? 
Wstałam i ruszyłam w stronę domu, nie spojrzałam już na chłopaka. 
-         Po twojej minie stwierdzam, że jest natrętny. 
-         Starał się być miły.
-         Gdzie nocujemy?
-         Zobaczysz.
-         Podsłuchuje twoje myśli? Myślałem, że ze względu na Dargorada daruje sobie. Jednak z twoich krótkich odpowiedzi można wywnioskować jedno. Robimy im niespodziankę.
-         Jak tak myślałeś to znaczy, że jesteś naiwny.
Otworzyłam drzwi do domu. Opiekun z Oskarem siedzieli na kanapie mieli dziwne miny. Pewnie już od podwórza wiedzieli, że nie wracam sama. Tylko Oskar nie znał tego głosu i nie mógł wiedzieć kto to jest.
-         co ty tu do cholery robisz?- wysyczał Dargorad
-         a jak myślisz?
On zaczyna mnie coraz bardziej zaskakiwać.
-         Masz w tej chwili wracać do domu! Słyszysz?
-         A jak nie to co? 
Oskar wstał. Zrobiłam krok do przodu bo nie byłam pewna po co wstał.
-         On nie ma zamiaru wracać, jest tu ze względu na Blankę i ich połączenie. Czuje przed tobą strach, ale jeszcze większy przed nieznanym. Nie wie co oznacza stracić część siebie. Nie chce by Blanka zginęła.
-         Nie obchodzi mnie to masz wracać! Artur się już pewnie wścieka. Więc lepiej wróć do niego.
-         Nie ma zamiaru stąd iść.
On mi zaczyna działać na nerwy.
- Zamknij się! Co ty myślisz, że Kasper nie umie mówić?! 
-         Może i umie ale ja wole mówić to co on myśli, a nie to co chce abyśmy o nim wiedzieli.
-         To jak to ci twój przyjaciel powiedział nigdzie się stąd nie wybieram. Na razie.
-         Na razie?
-         Chce jechać z nami.
-         Ty sobie chyba żartujesz. Nie mam zamiaru brać ze sobą balastu.
-         Nie będę balastem. To dzięki mnie Blanka jest silniejsza niż była.
-         On naprawdę myśli, że dużo potrafi- Oskar się zaśmiał. 
-         Potrafi więcej niż ty. – wysyczałam.
-         Nie sądzę, znam jego każdy ruch. Nie będzie w stanie nie myśleć. 
Zaczęłam tracić panowanie nas sobą. Czułam jak woda we mnie wrze. Przypomniałam sobie jak patrzyłam ostatni raz w oczy Dawida. Było widać w nich jak jego wola walki wygasa. Oczy stawały się być puste. Jego uścisk stawał się coraz słabszy. Oskar spojrzał na mnie w jego oczach był ból. Podziałało zwrócił na mnie uwagę.
-         Przestań!
-         Wiesz po co Ci to pokazałam? Żebyś wiedział po co ja tu jestem.
-         Ale on nie jest tu z tego samego powodu.- spojrzał na Kaspra w jego oczach znowu zobaczyłam ból.
Dargorad dołączył do kolegi i stanął koło niego.
-         co się stało?- spytał.
-         Blanka podczas pierwszej nocy po zabójstwie nie panowała nad sobą i wszystkie uczucia wysyłała Kasprowi.
Teraz to ja byłam w szoku. Nigdy mi nic nie mówił, że wiedział co czułam. Nawet do głowy mi nie wpadło, że podczas snu mogę nieświadomie odblokować się przed Kasprem. 
-         Zostaje z wami. Zadzwonię do Artura i również mu to powiem.  
Dargorad podał mu swój telefon. Chociaż wie dokładnie, że te uczucia które przeżywał Kasper nie były jego własnym odczuciem to i tak to podziałało. Kasper wziął telefon starając się nie dotykać przy tym ręki mojego opiekuna.
-         Zaraz wrócę- i wyszedł na podwórze.
Dargorad spojrzał w moje oczy. 
-         Dlaczego chcesz by on był z nami?
-         Bo może być przydatny. 
Oskar również chciał coś powiedzieć, ale opiekun podniósł szybko rękę i go uciszył.
-         Jesteś pewna, że nam pomoże? Nie obawiasz się tego, że po prostu bawi się z nami i chce się odpłacić za Anię?
-         Przecież Oskar go sprawdza.
-         On słyszy tylko to co podaje mu się na tacy. Ufasz mu?
Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że mu nie ufam. Nie rozumiem po co mnie o to jeszcze pyta. Oskar na mnie dziwnie patrzył. 
-         to milczenie daje mi odpowiedź. 
-         Ufam mu. 
Oskar znowu chciał coś powiedzieć, ale Dargorad znowu podniósł rękę. 
-         Jesteś pewna?
Przeszły mnie ciarki. Po co on mnie pyta jak wie, że mu kłamię i za chwile potwierdzi to Oskar? Chce mu ufać, ale nie potrafię. Dopiero zaczynam się do niego przyzwyczajać. Jednak nie ufam nikomu w tym pomieszczeniu, a jednak tu jestem i z nimi rozmawiam. Staram się ich rozumieć i wydaje mi się, że wiedzą co robią więc
-         tak jestem pewna. 
Dargorad opuścił rękę. 
-         chciałeś coś dodać?
Spuściłam wzrok nie chce widzieć reakcji.
-         Ona nie wie komu może ufać. Boi się zaufać. Ale bynajmniej jest ostrożna. 
Ostrożna? Ja. Na pewno. W tym momencie wrócił Kasper położył telefon na stolik do kawy. 
-         Jest wściekły ale nie może decydować o tym czy wybieram opiekuna czy moją drugą część życia.
Zaśmiałam się. Nigdy bym się nie odważyła tak o nim powiedzieć. Ale tylko takim sposobem mogliśmy dojść do celu. 
-         Powiedziałeś mu gdzie jesteśmy?- w oczach Dargorada zabłysło coś złowrogiego. 
-         Nie.
-         No tak nie musi pytać. Dobrze wyczuwa gdzie się znajdujesz bo zna to miejsce. W końcu to tu harcował z Anią.- uśmiechnął się- Ta jej głupia koleżanka pozwalała na te schadzki, a teraz tu mieszka jej głupia siostrzenica. 
Kasper cały się spiął.
-         Nie musisz się obawiać, wyjechała gdzieś na wakacje, a klucze zostawiła Oskarowi. Dobrowolnie- i znowu się uśmiechnął.
A mnie znowu przeszły ciarki. Wiedziałam, że mi nic nie grozi, jednak i tak nie czułam się komfortowo. Chłopaka obleciał strach. Ale pewnie nie tylko ja go czułam, spięcie dało się odczuć w całym pokoju. Nie trzeba było umieć czytać w myślach.
-         Sam się tu wprosiłeś. Nie mam zamiaru być dla ciebie miły. Tu nie ma Artura, ani twoich kolegów. Chociaż dla mnie to i tak nie był problem, ale musiałem udawać ze względu na Blankę.- powiedział to swoim władczym i dumnym głosem.
-         To dobrze, bynajmniej poradzisz sobie z wrogami.- Kasper powiedział to dość normalnym głosem.
-         Ja może sobie poradzę, ale wątpię w twoje siły. Ale płakać po tobie nie będę. 
-         Koniec tego. Musimy zacząć ze sobą pracować, jeżeli chcemy by nam wyszło. Musimy porozmawiać o tym co już wiemy czy sobie ufamy czy nie.- mówiąc to Oskar rozsiadł się na kanapie.
Dargorad również usiadł. Ja wzięłam jedno z krzeseł i usiadłam naprzeciwko kanapy, Kasper poszedł w moje ślady. 
-         Tych dwóch to dopiero początek, całe szczęście są samotnikami więc nie będzie nikt ich mścił. Jeden z darów znamy, drugi dalej jest mi nie znany, ale mam nadzieje, że dowiem się czegoś więcej. Ale zanim powiem coś jeszcze muszę wiedzieć czy w ogóle jesteście zdolni zabić. – uważnie na nas spojrzał.
-         Przyrzekłam że ich dopadnę i to zrobię, wahać się mogę dopiero jak już to zrobię.- powiedziałam 
-         Nie mam zamiaru iść z wami dać się zabić, albo oni zabiją mnie albo ja ich.- powiedział ostro Kasper. 
-         Naszym celem jest Mateusz jego dar nie będzie stanowił dla nas żadnego zagrożenia ponieważ, potrafi leczyć, a tym nie da rady zabić. Musicie znać powód po co on kazał zabić Dawida, po co śledził każdy ruch Dargorada, ponieważ przeciwnik nie może was rozkojarzyć. 
I zamilczał. Ta cisza mogła oznaczać tylko jedno Dargorad kogoś skrzywdził i nawet jego przyjaciel nie chce o tym mówić.
-         kogo zabił? – spytałam.
-         Jego córkę, miała 4 lata, nikt nie jest pewien jakie dary odziedziczyła po rodzicach, jej matka zmarła przy porodzie. 
Jego córka była dla nim wszystkim. Zrobiło mi się słabo. Małe bezbronne dziecko. Nikomu nie zagrażało. 
-         Nie zagrażało, ale mogło zagrozić. Jej dar po matce mógł być ogromny. Została zabita z zlecenia. Nikt nie myślała wtedy o tym, że jest to jeszcze dziecko. 
Spojrzałam w oczy opiekuna. Nic nie wyrażały. Jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, o czymś co jest bezwartościowe i nie ma tak naprawdę znaczenia. Zaczęłam się nim brzydzić. 
-         Zleceniodawca już dawno gryzie piach. Blanka spójrz na mnie.. 
Spojrzałam w oczy Oskara. 
-         Jesteś dalej pewna, że chcesz wziąć w tym udział?
Kasper na to pytanie się wyprostował.
-         Pomogę wam przy zabójcach, nie liczcie na to, że zabije zrozpaczonego ojca, który stracił wszystko co ma.
-         Jeżeli myślisz, że on jest lub był dobrym człowiekiem to się mylisz. To, że leczy to nic nie znaczy. On stoi na czele mafii która handluje kobietami. 
Zamknęłam oczy tego było za dużo. Wokół tego wszystkiego było samo zło. 
-         chcesz wiedzieć po co mu ten dar? 
Nie byłam pewna czy chce wiedzieć.
-         Tylko po to, żeby te dziewczyny wytrzymały więcej niż są w stanie. Leczy je tylko po to by dalej mógł na nich zarabiać. Śmierć jego córki nic nie zmieniała.
Zrobiło mi się niedobrze. Wstałam.
-         łazienka jest obok pokoju w którym masz rzeczy.
Gdy wróciłam wszyscy dalej siedzieli na swoich miejscach.
-         Musicie iść spać. Jutro możemy ich już dopaść. Do tego Blanka musisz podjąć decyzje czy jesteś dalej pewna tego wszystkiego.




środa, 7 marca 2012

8.


-         Gdzie ty dziś spałaś? Jak wróciłem do domu to ciebie nie było, a mówiłaś, że chciałaś spać.- spytał z irytacją Dawid.  
-         Nie twój interes.
Wzięłam mleko i wlałam do miski w której już były płatki.
-         lewą nogą wstałaś? 
-         Może.
Usiadłam do stołu i unikałam jego wzroku. Do kuchni weszła ruda.
-         smacznego.
-         Dzięki. Jak się wczoraj bawiłaś?
-         Super było, żałuj, że z nami nie jechałaś. Wytańczyłam się za wszystkie czasy. Patrząc na ciebie stwierdzam, że wyglądasz gorzej niż ja, a spałaś o wiele więcej.
Posłałam jej uśmiech. Jasne po prostu jestem cholernie wyspana.
-         Miałam koszmary.
Wzięła szklankę z wodą i wyszła.
-         znowu się coś stało tak? – Dawid złapał mnie za rękę.
-         Nie dotykaj mnie. Nie wszystko kręci się wokół mnie i Kaspra, jeżeli chcesz dalej ze mną rozmawiać to musisz sobie to wziąć do serca.
-         A dokładniej?
-         Zostaw nas i tą sprawę w spokoju.
-         Was?
-         Tak nas. Dobrze słyszysz. Nie dotykaj mnie nie zbliżaj się za blisko i trzymaj się z dala od Kaspra, zrozumiałeś? – powiedziałam to dość chłodno by zrozumiał.
-         Ty naprawdę musiałaś mieć  w nocy jakiś koszmar.
-         Zrozumiałeś? 
-         Dlaczego ci tak na tym zależy?
-         Bo moje życie zależy od niego i na odwrót. 
-         Zrozumiałem.
-         A teraz idź do piwnicy przyda im się tam każda para rąk.
-         Tam jest Kasper, nie wybieram się tam.
-         Jesteś już dużym chłopcem, poradzisz sobie.
-         A ty jesteś dziś strasznie nie miła. 
Wstał i wyszedł. I wreszcie ta cisza. Dokończyłam śniadanie i włożyłam naczynia do zlewu później je umyję. Zeszłam schodami do piwnicy.
-         pomóc wam?- to pomieszczenie które sprzątałam było ostatnim do ogarnięcia, ale wczoraj tego nie skończyłam.
-         Nie, nie trzeba. Możesz teraz spędzić czas z Kasprem. – powiedział Artur.
Chłopak wytarł ręce w spodnie i wyszedł.
-         Idziesz?- odezwał się.
Ruszyłam za nim.
Dziś też wyciągnęliśmy rowery z garażu i ruszyliśmy w stronę jeziora. Tym razem jechałam jako 2.
Gdy dotarliśmy. Położyłam rower.
-         Dziś nie mam sił trenować. Rób co chcesz.
-         To wykrzycz to z siebie.
-         Co?
-         Przecież widzę, że masz ochotę kogoś zabić. Chociaż....nie...nie kogoś tylko dokładnie mnie.
-         Nie chce mi się krzyczeć.
-         To powiedz co myślisz o mnie. Powinno ci ulżyć.
-         I na pewno nie zostaniesz mi dłużny. 
-         Zobaczymy.
Usiadłam na trawę. W sumie nie wiem od czego zacząć i czy w ogóle mi się chce z nim gadać.
-         Chyba dziś postawiłaś do pionu Dawida.
-         Dlaczego tak myślisz?
-         Bo był dość skwaszony. 
Usiadł naprzeciwko mnie i spojrzał mi w oczy. 
-         Nie myślałem, że jesteś tak twardym rywalem. 
-         To chyba dobrze, masz godnego przeciwnika, tylko jak na razie ja tu więcej ucierpiałam.
-         Masz większą siłę, pewnie ją kiedyś wykorzystasz. Na razie jednak to ja chce mieć tą przewagę.
-         To nie jest żadna gra. 
-         Nie. Zabawa. Tu nie mam żadnej rozrywki.
-         Myślisz, że mam zamiar ci ją dostarczać?
-         Na razie to robisz. 
Wzięłam swój ręcznik i zwinęłam go. Jestem naprawdę zmęczona i przyda mi się drzemka. 
-         Masz zamiar spać?
Nie odpowiedziałam. Chyba widzi co robię.
Obudziło mnie słońce, świeciło mi prosto w oczy. Usłyszałam czyjąś rozmowę. Na drugim brzegu zobaczyłam Kaspra z Tomkiem. Śmiali się z czegoś.
+ minęła ta godzina?
+o panna się nam obudziła. Musisz tu jeszcze posiedzieć 15min bo ja do domu się nie wybieram na razie.
Usiadłam i ich obserwowałam. Wyglądali jak normalni koledzy, siedzieli i żartowali sobie. Nie sądziłam, że Kasper może z kimś w ten sposób rozmawiać. W domu nikogo tak nie traktuje. Zaczęli się szturchać i pobiegli do wody. Zaśmiałam się. Jak dzieci. Beztroskie dzieci. 
Po chwili wyszli na mój brzeg. Tomek zmierzył mnie jakbym była jego wrogiem, za to Kasper uśmiechał się. Nie mogłam rozczytać czy do mnie czy ze mnie.  
-         a ty nie możesz w domu spać?- odezwał się Tomek.
-         No co ty w domu zamęcza ją Dawid, nie odstępuje jej na krok. Chyba ma już tego dość.
-         Sama wybrałaś. Powinnaś się cieszyć z tego co masz.
-         Ona nigdy nie będzie zadowolona ciągle jej mało. Pewnie za chwile nowego przyprowadzi.
-         Albo będzie sama jak palec. No chyba, że wyjdzie za mąż i szybko stanie się młodą wdówką.
-         To wtedy na pewno będę szczęśliwa. Nie będę płakać po moim ukochanym. – posłałam swój uśmiech Kasprowi.
-         No tak bo ty nie potrafisz kochać, wolisz się bawić.
-         Mi się wydaje, że trafi swój na swego. I to mąż może zostać wdowcem.
-         Powiedziałeś to tak jakbyś wiedział jaki to nieszczęśnik. – Tomek sam zaczął się śmiać z tego co powiedział.
Chyba nie zauważył, że ja z Kasprem zrobiliśmy się poważni.
-         Pewnie go zna i już jest mu go żal. – mówiąc to wstałam.
-         Wiedziałem, że masz kolejnego na boku, kiedy go zobaczę?
-         Może już go widziałeś.
Podniosłam rower i ruszyłam przed siebie.

-         przepraszam Dawid poniosło mnie rano trochę.
-         Nie słyszę skruchy w głosie. – nawet nie odwrócił się w moją stronę.
Siedział na krześle tyłem do mnie i czytał jakąś książkę.
-         I nie usłyszysz. Musiałam to powiedzieć tak aby to do ciebie dotarło.
-         Przed chwilą powiedziałaś, że ciebie poniosło.
-         Jedno i drugie. To nie przyjmujesz przeprosin?
Cisza. Czas zacząć uczyć się rozmawiać z lustrem. Odwróciłam się.
-         Za bardzo nie zależy ci abym przyjął te przeprosiny. Tak szybko idziesz.
-         A na co mam czekać? Albo przyjmujesz przeprosiny albo nie. Nie wyrżnęłam ci pół rodziny.
-         Nie ale i tak jej nie mam.
Kurcze. To wypaliłam.
-         przepraszam zapomniałam.- i wyszłam. Lepiej abym nic więcej nie powiedziała.
Zmaterializował się przede mną.
-         Przeprosiny przyjęte. 
Nie wiem dlaczego, ale go przytuliłam. Sama złamałam swoją zasadę. Jednak potrzebowałam tego. Ciągle myślałam o nocy.
-         To opowiesz mi co działo się w nocy?
Kiwnęłam delikatnie głową, przecież zawsze jak się komuś coś powie to jest lżej.
Opowiedziałam mu wszystko od początku do końca. 
-         to teraz ja powinienem przeprosić. W końcu ciebie nie posłuchałem i pocałowałem ciebie, a to tobie się dostało nie mi.
-         To się dziś poprzepraszamy.- uśmiechnęłam się.
-          Chociaż ktoś w tym domu. – też się uśmiechnął. – ale w sumie jest tu ok. Mam się do kogo odezwać, nawet kłótnie mogą być. W końcu nie jestem sam.- złapał mnie za moją rękę nie cofnęłam jej bo zrobiło mi się miło.
Po raz pierwszy zrobił to bo to chciał. Nikt to tego gestu go nie zmuszał.
-         To może my się dziś rozerwiemy co? – spytałam.
-         Dobry pomysł.
Na to do pokoju wszedł Dargorad. Szybko odsunęliśmy dłonie od siebie.
-         wyjeżdżam. Zostawiam was tu na tydzień. Postaram się z wami jakoś kontaktować. Artur ma telefon i mam nadzieje, że będzie przekazywał wam informacje.
-         Gdzie jedziesz?
-         W sumie lecę do Pragi. Pamiętasz mam tam znajomego. Muszę się z nim spotkać. Trzymaj się. A ty Blanka bądź twarda bo jak na razie to marnie wyglądasz, nie daj się mu.
-         Będę pamiętać. Jak wyjeżdżasz do dalej obowiązują zasady?
-         Niby tak.- posłał mi uśmiech- ale na odległość trudniej karać.
-         Dzięki.
Zamknął za sobą drzwi.
-         No to jedziemy. – powiedział.
-         Tylko teraz pytanie czym. Artur nam nie da samochodu. No chyba, że namówię rudą. Chodź.
Namawianie Kasi jak się okazało wcale nie było takie trudne. Arturowi powiedziałyśmy, że chcemy spędzić babski wieczór. Dawid zmaterializował się dopiero w samochodzie.
Miasto nie było duże. Byle mieli fajny lokal. Znaleźliśmy dość miły i przytulny. Ludzie bawili się na parkiecie na szczęście udało nam się poszukać jakiejś wolnej kanapy.
-         może kogoś poderwę.- rudej zalśniły oczy na samą myśl.
-         To idź kogoś szukać. 
Siedziałam i obserwowałam Kasie, wywijała na parkiecie. Nie mam pojęcia gdzie ona nauczyła się tak ruszać, może ma to w genach. Ja po tym drugim piwie nie mam zamiaru wychodzić na parkiet i się przy niej ośmieszać.
-         Blanka chodź, chyba nie przyjechaliśmy tu siedzieć.
-         No dobra, ale jeden taniec.- kiepska jestem w postanowieniach.
Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy na parkiet. W sumie się za bardzo nie ośmieszyłam. Tylko dlatego, że miałam dobrego partnera. W tańcu jedyne co mi przeszkadza to, to, że łamię z byt często zasadę bliskości. 
Piosenka się skończyła.
-         To możemy z powrotem usiąść, albo nie ty poderwij teraz kogoś.
I zostawiłam go na parkiecie jednak nie został tam. Ruszył za mną. Usiadłam na kanapę i rozejrzałam się bo nigdzie go nie było. Pewnie skręcił do ubikacji. W sumie po tych piwach sama muszę iść. 
Idąc do toalety usłyszałam hałas za jakimiś drzwiami. One prowadziły chyba na tył lokalu. Przez moją ciekawość musiałam otworzyć drzwi. Zobaczyłam dwóch facetów, obejrzeli się na mnie i uciekli. Czy ja jestem taka straszna? Przecież mam soczewki. Już chciałam zamykać drzwi, ale zobaczyłam na ziemi skrawek koszuli. Zaraz ta koszula jest Dawida. Otworzyłam szerzej i zobaczyłam go leżącego. Szybko podbiegłam do niego. 
-         Dawid? Dawid!!
Z kuchni wyłonił się kucharz.
-         co tu się dzieje?
-         Dzwoń po karetkę!
W jego oczach zobaczyłam panikę. Szybko poleciał po telefon. Dawid zajęczał. Serce zaczęło mi bić jak szalone. 
-         Obiecaj....że się....nie zmienisz.
-         Obiecuje, tylko nie zasypiaj!
Złapałam go za rękę. Czułam jak słabną jego siły, on sam to przeczuwał. 
-         obiecuje ci jeszcze to, że pożałują tego co zrobili.
Uśmiechnął się delikatnie. Kucharz wyskoczył z powrotem.
-         Za chwilę tu będą, bo szpital jest niedaleko.
Mówił prawdę bo usłyszałam syreny. Łza poleciała mi po policzku bo jego dotyk coraz bardziej słabł. Schyliłam się i pocałowałam go. W tej chwili mogę złamać tą zasadę i nie obchodzi mnie to czym za to zapłacę. Ważne, że zrobiłam mu tym przyjemność, ale pewnie nigdy by mi się do tego nie przyznał. Usłyszałam jak medycy biegli w naszą stronę. Rozdzieli nas. W tym momencie pękłam. Zaczęłam płakać. Wsadzili go do karetki i zwinnie odjechali. Syrena wyła i po chwili przestała. To może oznaczać tylko jedno. Upadłam na kolana i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Kucharz do mnie podszedł i położył swoją dłoń mi na ramię.
+ Kasper pomóż!! Błagam! 
-         niech pani wstanie, usiądzie pani u nas w kuchni.
Wstałam. Pozwoliłam aby mnie poprowadził do Kuchni. Usiadłam na krześle i poczułam jak wszyscy w pomieszczeniu wbili we mnie wzrok.
-         A wy na co się patrzycie do pracy- krzyknął do załogi.- masz jak zadzwonić po kogoś? 
Kiwnęłam głową. Przez łzy nic nie widziałam.
+ Najpierw zadajesz ból, a teraz pomóż. 
Znowu się rozpłakałam.
-         ja...muszę.........iść po koleżankę.
Podał mi chusteczki. Wyszłam z kuchni, ale i tak nie widziałam nigdzie Kasi. Starałam się wytrzeć oczy, ale i tak za chwilę były całe mokre.
-         Jezu!!! Blanka co ci jest?
-         Musimy.....jechać....po...Artura. 
Już o nic nie pytała objęła mnie i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.
-         a gdzie jest Dawid?
Na to pytanie znowu wpadłam w histeryczny płacz. Wsadziła mnie do samochodu i usiadła za kółko.
+ Obudź Artura niech się ubiera.
+ pierwszy wyjazd i już nabroiłaś ładnie.
Gdy dojechaliśmy Kasia szybko wyskoczyła z samochodu i poleciała do domu. Po chwili otworzyły się moje drzwi. 
-         po co kazałaś mnie obudzić i dlaczego jesteś taka zapłakana?
Uspokoiłam się na chwile aby móc wypowiedzieć całe zdanie.
-         Dawid pojechał z nami, a teraz nie żyje. Wzięła go karetka ale on na pewno nie żyje.- i znowu się rozpłakałam.
Nic nie mówiąc pobiegł szybko za kółko.
-         Czekać na nas w domu.
-         Chyba żartujesz ja jadę z wami.- Kasper szybko wsiadł do samochodu.
-         Przestań płakać tylko mi powiedz co się stało.
-         Nie wiem.....Szedł do ubikacji....Po chwili szłam za nim....ale on wyszedł...za tył klubu....było tam dwóch facetów...nic nie widziałam....zobaczyłam tylko jak, on leży.
-         A miał jakieś rany?
-         Nie...Nie zauważyłam nic....
I zapadło milczenie.
-         Artur czemu zamilkłeś? Wiesz kto to mógł być?
-         Dargorad ma wielu wrogów. Ale jeżeli Blanka nie zobaczyła żadnych ran to może mieć racje. Ale nadzieje trzeba mieć.
-         A co to za różnica czy miał rany czy nie?
-         Przy śmierci, to się wszystko zrasta i goi, jeżeli rany zostały za dane przez takich jak my.  
Gdy to do mnie doszło, momentalnie się uspokoiłam, za to wpadłam w jakiś dziwny trans nic do mnie nie docierało. On był taki młody, całe życie przed nim. Tak się cieszył, że nas poznał.


Siedziałam, gdzieś na jakimś krześle. Patrzyłam na jakiś plakat. Nic do mnie nie docierało. Po co chciałam się zabawić? Mogliśmy zostać w domu. Ciągle w myślach miałam jego twarz, te jego piękne niebieskie oczy.
-         Blanka! Blanka! Ocknij się w końcu! Wracamy do domu.
Zobaczyłam przede mną Kaspra, był strasznie poważny, trzymał mnie za ramiona.
-         nareszcie zareagowałaś. Wracamy sami do domu Artur chce od razu się wszystkim tu zająć. 
Spojrzałam w jego brązowe oczy, były takie spokojne.
-         co on chce załatwiać? – spytałam
-         Się okazało, że tu jakiś koleś ma zakład pogrzebowy, chce go tam od razu przewieść.
Zamknęłam oczy, chyba jednak nie chce by do mnie to docierało. To wszystko wydawało mi się takie dziwne. Kto w nocy ma czynny zakład? Pewnie mi kłamie, ale nie mam sił słuchać nic więcej. Wstałam i nagle doszło do mnie, że tak naprawdę nie wiem, gdzie jest wyjście ani gdzie stoi samochód. Kasper ruszył więc poszłam w jego ślady, ludzie na mnie patrzyli w ich oczach zobaczyłam żal. Tylko co mi z ich żalu.
W domu poszłam prosto do dużego pokoju. Usiadłam na parapecie i patrzyłam na gwiazdy. Słyszałam jak Kasper krzątał się przy kominku. Ruda z Danielem zostali w kuchni, też nie mogą zasnąć, pewnie czekali na jakieś wiadomości, ale nie mam ochoty teraz z nimi gadać. 
-         wiadomo kto to był?
-         Nie, jeszcze nie. Dargorad powinien być tu jutro rano i chce osobiście się tym zająć. 
Znowu w moich oczach stanęły łzy.
-         Obiecałam mu, że ich znajdę i to zrobię.
-         Sama?
Stanął przy mnie. Czułam jego ciepło.
-         Nie twierdze, że go lubiłem, ale sama sobie nie poradzisz, jeszcze mało potrafisz. 
-         Jak nie sama to z kim?- spojrzałam mu w oczy.
-         Do pogrzebu poćwiczysz ze mną zaczniemy od jutra. A po, możemy zacząć poszukiwania. 
-         My?
-         Jesteśmy od siebie niezależni, nie mam zamiaru tu siedzieć i czekać czy ci się uda czy nie. 
-         Artur ci nie pozwoli wyjechać ze mną.
-         Dargorad też nie. Ale chyba nie mamy zamiaru ich o to pytać.
-         Masz racje. Od jutra bierzemy się do pracy. 
Wytarłam łzy. Złapałam Kaspra za rękę. Potrzebowałam tego. Chciałam poczuć jego ciepło. Nie mówiąc nic przytulił mnie. 
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się w swoim łóżku. Na podłodze leżała tacka ze śniadaniem, jakoś nie mam ochoty nic zjeść. Podeszłam do okna, słońce było już wysoko. 
Artura znalazłam w gabinecie.
-         Dargorad przyleciał?
-         Tak jest w mieście. 
-         Wie już coś?
-         Jak się dowie to da znać, nie wyjedzie stąd przed pogrzebem. Jak się czujesz?
-         A jak mam się czuć? 
Poszłam na górę się umyć i przebrać. Gdy wciągałam spodnie do pokoju wszedł Kasper.
-         Idziemy ćwiczyć?
-         Widzę, że jesteś słowny.
Nie jechaliśmy nad jezioro tylko zostaliśmy na podwórzu Chłopak stanął za mną.
-         Skup się. Niech ci ta złość pomoże wykorzystaj ją. Całe siły skup na jednym punkcie. 
Tym razem nie zamykałam oczu tylko od razu wybrałam cel i tak jak mi kazał skupiłam się na nim. Kule tym razem doleciały do celu, jednak nie z taką siłą jaką powinny. 
-         Pomyśl, że tamten cel to ja.
Podziałało. Kule były większe i leciały o wiele szybciej przez co uderzenie było mocniejsze.
-         a teraz strumień. 
Wyszedł tak samo świetnie. Było widać, że Kasper był zaskoczony, nie spodziewał się, że tak szybko zacznę to rozumieć i umieć.
-         To teraz wykorzystamy twój nowy dar. Wyciągnij dłoń.
Na jego dłoni ukazał się mała kulka ognia, wyglądała jak piłeczka do ping ponga.
-         złap ją i przenieś na swoją dłoń.
Gdy tylko dotknęłam jej zgasła. Na swoich palcach poczułam wodę. 
-         jak widać nie panujesz jeszcze nad nowym, spróbujmy jeszcze raz. 
Po piątym razie straciłam cierpliwość. 
-         mam dość!
-         To spróbujemy inaczej, ty wywołaj i mi podaj.
Moja dłoń zaczęła drżeć. Nie mogłam nad tym zapanować, czułam jak pulsuje we mnie woda nie ogień.
-         nie potrafię. Może to odeszło? Tak jak zmienia się barwa moich oczu.
-         Wiesz dobrze, że nie możesz tego stracić. Po prostu to jest trudniejsze. Nie jesteś już na mnie wściekła, nie czujesz przypływu przyjemności. Więc jest to słabsze, ale jest. Jest to twoje przeciwieństwo, więc ciężko jest to wymusić, twój organizm i naturalny dar reaguje tak jakby się bronił sam przed sobą. 
-         Przecież go nie zmuszę.
-         Siebie musisz przekonać, że to nie jest nic strasznego. 
Moja dłoń przestała drżeć, ale i tak czułam wodę.
-         poćwiczę później, mam na to cały dzień. 
Było widać po jego minie, że się z tym nie zgadza, ale dał mi spokój. Wiedział, że wczoraj za dużo przeszłam. 
Gdy weszłam do domu usłyszałam głos Dargorada. Znalazłam go w kuchni razem z rudą. Wyglądał jak sto nieszczęść. Zawsze chodził wyprostowany wręcz dumny, wydawał się taki groźny. Teraz jednak było widać, jak uleciało z niego całe życie. Podniósł na mnie swój wzrok.
-         przepraszam- tylko tyle mogłam z siebie wydukać.
-         Za co mnie przepraszasz?- jego głos również gdzieś zniknął.
Mówił zupełnie innym głosem, on nie był władczy i nie znoszący sprzeciwu.
-         to ja go namówiłam na ten wyjazd. – nie byłam już w stanie dłużej na niego patrzeć, spuściłam wzrok. 
Wszyscy z kuchni wyszli, ruda mijając mnie dotknęła ręką ramienia. Znowu w moich oczach stanęły łzy.
-         i myślisz, że to twoja wina? Blanka ja miałem wielu wrogów, dalej ich mam. I to ja sam sobie ich przysporzyłem. Zapłaciłem za to wysoką cenę. 
-         To oni muszą za to zapłacić.- wytarłam oczy i podniosłam głowę.
Było widać, że tym zaskoczyłam opiekuna.
-         ty nie jesteś mściwa. Musisz się zająć swoim życiem, niedługo wrócisz do domu.
-         Domu? Mój dom jest tam gdzie są tacy sami jak ja. Nie mam zamiaru być dalej między ludźmi.
-         Nie mów tak tęsknisz na pewno za domem. Mówisz tak przez emocje. Po pogrzebie wyjadę, nie wiem na ile i nie wiem czy tu wrócę, więc do tego czasu słuchaj Artura.
-         Nie zamierzam. Pojadę z tobą.
-         Nie mam zamiaru stracić kolejnego podopiecznego, nie pozwolę na to.
Do kuchni wszedł Artur było widać, że podsłuchiwał rozmowę.
-         On ma rację, musisz tu zostać.
-         Nie będziesz mi mówił co mam robić!
-         Blanka uspokój się.
-         Jakie oni mieli dary?- spytałam
-         Nie musisz tego wiedzieć.- Dargorad odwrócił ode mnie wzrok.
-         Chce wiedzieć jak zmarł! Mam do tego prawo!- krzyknęłam
-         Jeden z nich jest nazywany panem śmierci, drugiego nie zmam.
Artur na to co usłyszał, aż się cofnął. Oparł się o blat stołu.
-         widzę, że wysoko zadarłeś.
-         Zamknij się!- nie wytrzymałam.
w jego stronę poleciała kula wody. Poleciał na ścianę. Był naprawdę zaskoczony. Między nami stanął Dargorad. Plecami do mnie.
-         Jadę z tobą.
Nie odwrócił się.
-         to jest zbyt ryzykowne.
-         Obiecałam mu to!
Zareagował jego mięśnie się napięły. Nie mógł tego zlekceważyć. Wiedział, że jak nie pojadę z nim to zrobię to sama. 
-         Dobrze. Pojedziemy zaraz po pogrzebie. 
-         Ona sobie nie poradzi! Wysyłasz ją na śmierć! 
Poczułam powiew wiatru.
-         nie rób głupstwa, chcesz zostawić swoich podopiecznych.
Wiatr ustał. 
-         co tu się dzieje?- stanął za mną Kasper. 
-         Twój opiekun się wścieka za to, że nie sprzeciwiam się Blance. 
Jednak mówiąc to dalej stał tyłem. 
+ jedziesz z nim?- poczułam jego złość.
+ dzięki temu się dowiem, kto to zrobił i gdzie jest. Nie mów głośno Arturowi, że też się wybierasz. Wpadł w wściekłość, że ja jadę, więc nie ryzykuj.
-         to chyba nie jest nasz problem. Lepiej żebyście się po pogrzebie z Blanką stąd wynieśli, nie chcemy aby ktoś tu dotarł. – Kasper powiedział to chłodno.
Teraz to ja się zdziwiłam. Wiedziałam, że odczuwa strach wobec Dargorada. Ale potrafił powiedzieć to co myślał. Opiekun odwrócił głowę w naszym kierunku.
-         Wyjedziemy stąd. Nie musisz bać się o swój tyłek.- wrócił jego dawny głos.
Przeszły mnie ciarki. Chłopak stał dalej wyprostowany i z miną taką jakby w każdej chwili mógł walczyć. Jednak ja czułam jego strach. Kasper jednak nie dał się sprowokować i nic więcej nie powiedział.
Opiekun wyszedł z kuchni i trzasnął głównymi drzwiami. Znowu będzie nocował w jakimś hotelu.