sobota, 5 maja 2012

11.


Wysiadłam z pociągu w mieście nic się nie zmieniło. Ludzie tak samo za czymś gonili. Przeszłam na drugą stronę na przystanek autobusowy. Kolejny autobus mam za 10 min. Postawiłam moją torbę i spojrzałam na nią krytycznym wzrokiem. Nie mam pojęcia jak sobie poradzę aby z nią dojść do domu. Dom. Dość dziwnie to brzmi jednak tak zaczęłam go postrzegać. To tam przeżyłam najwięcej w tak krótkim czasie. Rodzice nie byli zadowoleni z mojej decyzji. Powiedziałam im gdzie się przeprowadzam do tego tym razem mam ze sobą telefon komórkowy mogą do mnie zadzwonić w każdej chwili. Podeszłam do kiosku i kupiłam gazetę. Będę musiała sprawdzić oferty pracy. Teraz będę musiała poszukać jakieś zajęcie dla siebie. Podjechał autobus.
-         Poproszę bilet do Lisic. 
-         5,20
Usiadłam z tyłu autobusu aby ludzie nie musieli się przeciskać przez moją torbę już i tak w wąskim przejściu. Gdy tylko ruszyliśmy, roześmiałam się. Długo nie jeździłam autobusem i zapomniałam że mogą one aż tak hałasować. Teraz raczej jeżdżą już nowsze ale jak widać można trafić na te stare. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam faceta który zwrócił moją wagę. Wydał mi się dziwnie znajomy. Nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd go mogłabym znać. Może pracował w jakimś sklepie albo w barze w którym byłam tu w lecie. Spojrzałam w niebo, zaczęły zbierać się ciemne chmury. Mam nadzieje, że zdążę przejść chociaż pół drogi. Włożyłam słuchawki do uszu i odprężyłam się na siedzeniu. 
Autobus zwolnił i stanął. Szybko zwinęłam telefon z słuchawkami do kieszeni i wstałam. Zanim przedarłam się z torbą przez autobus to trochę potrwało. Bus nie wjeżdżał w las zatrzymywał się przy głównej drodze czyli ładny kawałek drogi przed mną. Jestem zbyt dumna by poprosić kogoś o pomoc. Przewiesiłam torbę przez ramię.
-         Dam radę. Jestem silna.
I w tym momencie rozpadał się deszcz. Zaciągnęłam kaptur na głowę i znowu zaczęłam się śmiać. Woda była moim żywiołem jednak nie lubiłam jak padał deszcz. Droga była okropna wszędzie błoto i wielkie kałuże. Jak ja nie cierpię jesieni. Nie myślałam, że ta droga może być taka długa. Przede mną nie było widać nigdzie aby las się przerzedzał. Za sobą usłyszałam plusk wody. Obejrzałam się. No nie jeszcze jego mi tu brakowało. Było widać po minie Tomka, że też nie był zadowolony ze spotkania. Siedział na pięknym czarnym koniu. Nie powiem to zrobiło na mnie wrażenie wcześniej go nie widziałam. Szkoda, że się na nich kompletnie nie znałam.
-         Hej, nie sądziłem, że wrócisz.
-         Hej.
Nie mam zamiaru tłumaczyć mu czemu wróciłam bo sama nie wiem. Do tego dalej siedział w siodle i jak „pan” patrzył z góry. Ruszyłam dalej nie mam zamiaru marnować czasu.
-         Nie w humorze?
-         A od kiedy ty chcesz ze mną rozmawiać?- nie obejrzałam się do niego
Usłyszałam tylko jak zeskoczył z konia. 
-         Po tamtym wydarzeniu mi przeszło. 
Stanęłam. Obejrzałam się na niego. Jak on mógł tak urosnąć przez tak krótki czas? Czy to ja zmalałam? Zamknęłam oczy. Nie mogę sobie pozwolić aby tamto uczucie wróciło. Wzięłam wdech i je otworzyłam.
-         aż tak cie denerwuje mój widok?- spytał.
-         Nie, nie denerwuje mnie, tylko bądź tak łaskawy i nie przypominaj mi tego.
-         Niedługo święto zmarłych więc ciężko będzie ci nie myśleć.
-         Nie potrzebuje przypomnień. Cześć. 
I ruszyłam. Deszcz jakby obrócił się znowu przeciwko mnie i zaczął jeszcze mocniej padać.
-         To może jednak ci pomóc? – zrównał się ze mną.
Już chciałam odpowiedzieć, że nie ale deszcz stawał się coraz bardziej uporczywy.
-         Niby jak? 
-         Daj mi tą torbę.- wyciągnął rękę w moją stronę.
Posłusznie ją zdjęłam i mu ją podałam. Zawiesił ją sobie.
-         A teraz wsiadaj. – ręką wskazał konia.
On sobie chyba żartuje. 
-         Koń ciebie przeraża?- zaśmiał się. – podsadzę cię podejdź.
Wsadziłam stopę w strzemię i odbiłam się od ziemi. Koń zrobił się niespokojny czuł, że ma na sobie kogoś innego. Do tego ja nie wiedziałam jak mam się zachować. Zanim się skapnęłam Tomek siedział za mną.
-         Posuń się trochę do przodu.
Zrobiłam to co kazał. W tym samym momencie szturchnął konia stopami i on ruszył. 
-         Jak on się nazywa?
-         Baltazar.
-         Ładnie.
-         Też mi się podoba. Mamy go od dwóch miesięcy. Jest naprawdę posłusznym koniem. 
Droga na koniu przebiegała znacznie szybciej niż pieszo. Gdy docieraliśmy do domu Tomka, zaczynała mi ta jazda się naprawdę podobać. Nie przeszkadzała mi nawet ta cisza.
Dojechaliśmy do jego wjazdu na podwórze.
-         Dzięki, że mnie podwieźliście.
-         Chciałem cię podwieźć pod dom. 
-         Dalej sobie poradzę deszcz za chwilę pewnie przestanie padać. 
-         Bywasz uparta, ale ja też jestem uparty.
Minął swój dom i jechaliśmy dalej. Fajnie się jechało tylko się nie zręcznie czułam, czując jego nogi. Nie mogłam się na tyle przesunąć aby nasze nogi się nie stykały. Przez całą jazdę do domu myślałam tylko o tym.
Stanęliśmy na podwórzu. Tomek pomógł zejść mi z Baltazara bo okazało się to dla mnie gorsze niż wdrapanie się na niego. Omiotłam wzrokiem podwórko. Nie sądziłam, że może być tu aż tak czysto. Samochód stał w szopie. Dom też prezentował się lepiej. Niektóre okna były wymienione na plastikowe. 
Z domu wybiegła Kasia, była cała rozpromieniona. Za nią wyszedł Daniel.
-         Nareszcie!- przytuliła mnie do siebie. 
Daniel również mnie objął. 
-         Nie ładnie tak zwlekać z przyjazdem. 
Z Tomkiem podali sobie ręce. Pewnie przez ten czas co mnie nie było często się widywali. 
-         To jeszcze raz dzięki. 
-         Nie ma za co.- torbę podał Danielowi.
Daniel udał, że jest ona strasznie ciężka. Uśmiechnęłam się.
-         Osłabłeś chyba. Kiedyś byłeś silniejszy. 
Też się uśmiechnął. 
-         Ciągle jestem silny. Tomek wejdziesz do nas?
-         Nie. Wracam do domu. To, to jutra.  
W progu stanął Artur. Jednym słowem ciężki orzech do zgryzienia. Podeszłam do niego i podałam mu rękę. Przyjął mnie do domu więc nie miałam innego wyboru. Uścisnął mi mocno rękę. Jednak nie uśmiechnął się.
-         Chodź do gabinetu. 
Obejrzałam się tylko na rudą jednak ona się cały czas uśmiechała. W gabinecie nic się nie zmieniło. Zamknęłam za sobą drzwi. 
-         Dziękuje, że pozwoliłeś mi wrócić.
Artur oparł się o swoje biurko. I milczał.
Spuściłam głowę, pewnie oczekiwał również przeprosin za to, że nie wiedział nic o planach ucieczki Kaspra.
-         Przepraszam, że nic ci nie powiedzieliśmy.- czułam złość sama na siebie, że muszę się przed nim płaszczyć.
-         Właśnie tego oczekiwałem, a teraz mam jeszcze pytanie.- skrzyżował swoje ręce i spojrzał na mnie surowo.- Przyjedzie tu Dargorad?
-         Nie. Nie utrzymuje z nim żadnych kontaktów.
-         To dobrze. Jednak ciągle nie wiem czy przyjmując ciebie tu to jest dobry pomysł.
-         Dlaczego?- aż tak mnie nie lubi? Co on ode mnie jeszcze oczekuje.
-         Dargorad ostatnio sporo nabroił z tego co słyszę. Nie chce abyś ściągnęła na nas jakiś kłopotów. 
-         Zabił Mateusza?
-         Żeby tylko. 
Spojrzałam na niego. 
-         Nie wiem, gdzie on jest w tej chwili to wiesz tylko ty. Jednak nie możesz się tym chwalić. Tym bardziej, że mogą tu przybywać różni goście.  
-         Różni? Co się dzieje?
-         Nie ważne. Idź się rozpakować.
-         Nie ważne? Znowu zaczynasz? Odpowiedz mi na moje pytanie.
-         Nie wciągam w to nawet Kaspra więc i nie zamierzam ciebie. 
Podeszłam bliżej niego.
-         Grozi mi jakieś niebezpieczeństwo i nie chcesz mi nic powiedzieć? 
-         To nie jest moja sprawa tylko Dargorada.
Uśmiechnęłam się.
-         Przecież wiesz, że to nie prawda. Jakbym cie nie obchodziła nie pozwoliłbyś mi tu wrócić. Przeczuwałeś, że nie rozmawiam z Dargoradem. Wolisz mnie mieć na oku aby nie martwić się o Kaspra. Więc odpowiedz mi w końcu co się tu dzieje. 
W tym momencie do pokoju wszedł Kasper. 
-         Koniec rozmowy idź się rozpakować.- Artur się wyprostował.  
Chłopak spojrzał na mnie i na Artura.
-         Co się tu dzieje? -spytał.
-         Właśnie próbuję się dowiedzieć. Kogo zabił Dargorad?
Było widać jak Artur zaczyna się wściekać. Nie potrafił nad sobą panować.
-         Zaczyna eliminować swoich wrogów. Chociaż tak naprawdę każdego kto stanie mu na drodze. 
-         Wiesz co on może kombinować? 
-         Patrząc na jego posunięcia. Chce zyskać władze.
-         Władzę? 
-         Co ciebie dziwi. Wszędzie musi być ktoś co będzie kierował.
Spojrzałam na Kaspra. Było widać, że jest tak samo w szoku jak ja. Myślałam, że po zabójstwie Dawida się uspokoi, a on zareagował tak jakby się w końcu uwolnił i mógł robić to co chce.
-         Po co ma tu ktoś przyjechać? – spytałam.
-         Szukają jego podopiecznego. 
-         Co oni myślą, że im pomogę i powiem gdzie jest Dargorad?
-         Myślę, że lepiej będzie jak będziesz mówić, że to ja jestem twoim opiekunem. 
-         Oni nie wiedzą, że to ja jestem podopieczną?
-         Nie. Przyjadą tu bo pamiętają jak Dargorad postąpił. Jeżeli nie będziesz się wychylać nie będą niczego podejrzewać. 
-         To ja już niczego nie rozumiem. Nie będziesz mnie zmuszał abym powiedziała gdzie jest Dargorad? Nie zależy ci na tym aby się zemścić?
Artur się wyprostował.
-         Raz wszedłem mu w drogę i źle się to skończyło. Teraz ma po swojej stronie Oskara. Razem są naprawdę silni. Nie mam zamiaru się wychylać, albo pchać się na listę Dargorada, a przy tym wpisać moich podopiecznych . 
Minął mnie i wyszedł. On się poddał. Nie chce o nic walczyć. Przez tą rozmowę zrobił mi się mentlik w głowie. Jako podopieczna nie mogłam się wychylać przeciw Dargoradowi, ale też nie mam zamiaru udawać, że niczego nie widzę. 
-         Czy mi się wydaje czy ty coś kombinujesz?- spytał Kasper.
-         Muszę pomyśleć.
I wyszłam.
Kasper dogonił mnie na schodach. 
-         Co chcesz zrobić?
-         Nie mogę siedzieć z założonymi rękami. 
-         Przecież ci nic nie grozi.
-         A skąd to wiesz?- spojrzałam mu w oczy. 
-         On nie może ciebie zabić.
-         Na razie nie może. Ani ty ani ja nie wiemy ile to potrwa. Nie mam zamiaru się poddać i żyć w ciągłym strachu.
-         Sama sobie nie poradzisz.
-         Ty też mi nie pomożesz bo Oskar rozróżni nasze myśli w tym chaosie. Zna nasze głosy. 
-         Chyba nie chcesz wplątać w to rudą i Daniela?
-         Od kiedy się martwisz o innych? Sami zadecydują. 
-         Artur się wścieknie. 
-         Przestań gadać jak baba, gdzie się podział ten Kasper którego znałam?
-         Przepadł.
-         To niech się odnajdzie dla swojego dobra.
-         W takim razie jaki będę miał z tego interes?
-         Zadbasz jak zwykle o swój tyłek.
-         Też mi coś. Najpierw mam się narażać, a potem mam mieć spokój?
Nie przychodziło mi w tej chwili nic do głowy. Najpierw muszę pomyśleć o tym jak zabić Dargorada. Chociaż naszym pierwszym celem musi być Oskar bez niego Dargorad będzie zachowywał się jak niewidomy. Będzie trzeba pomyśleć nad jakąś pułapką. 




Żałuje, że się we mnie to wszystko wypaliło i nie jestem w stanie tego jakoś dokończyć. Ostatnie działy nie są najlepsze za co przepraszam. Może kiedyś do tego powrócę i napiszę tom 2. Kto wie. W tej chwili w mojej głowie narodził się nowy pomysł. Zaczęłam go pisać ale nie jestem pewna czy go udostępnię.

9 komentarzy: